W meczu Lechia – Cracovia po raz pierwszy w ekstraklasie został użyty VAR, czyli nowy system testowany przez FIFA i UEFA – Video Assistant Referee. Wprowadzenie wideosędziów w ekstraklasie robione jest jednak trochę po omacku. Zbigniew Boniek nie wyglądał na zwolennika VAR, ale gdy zmienił front, zrobił to błyskawicznie i sprawił, że nasza liga stała się jedną z tych, w których testowany jest ten system. Bardzo dobrze zresztą, bo o konieczności wprowadzenia powtórek w futbolu mówi się od dawna.
PZPN musiał działać ekspresowo, a szkolenia dla sędziów – zarówno głównych, asystentów, jak i tych, którzy siedzą w wozie i mogą oglądać powtórki – rozpoczęły się w trakcie przerwy między sezonami. Dlatego właśnie, że odbyły się tak późno, na razie tylko jeden mecz w każdej kolejce obsługiwany jest przez VAR – po prostu wciąż jeszcze nie ma odpowiednio dużej liczby przeszkolonych sędziów.
Najwięcej styczności z systemem miał oczywiście nasz najlepszy arbiter Szymon Marciniak, który już przeszedł szkolenia międzynarodowe, a na początku czerwca prowadził mecze w Korei Południowej, gdzie odbywały się mistrzostwa świata do lat 20, w których VAR był testowany. Dlatego to właśnie Marciniak prowadził wszystkie trzy dotychczasowe mecze w Polsce z VAR-em.
Wideoasystenci debiutowali w meczu o Superpuchar Polski między Legią a Arką Gdynia, ale w trakcie spotkania przy Łazienkowskiej nie było okazji, by sprawdzić system w praktyce. Podobnie jak w pierwszej kolejce ekstraklasy (Korona Kielce – Zagłębie Lubin). Okazja nadarzyła się dopiero w sobotę i od razu VAR wywołał mnóstwo kontrowersji – dodajmy, całkowicie niepotrzebnych, gdyż Marciniak za każdym razem reagował prawidłowo.
Kibice muszą się zacząć do VAR-u przyzwyczajać. Obrazki, gdy piłkarze i kibice świętują zdobycie gola, a za chwilę rzednie im mina, zdarzać się będą coraz częściej. Oczywiście zabija to nieco spontaniczność, ale jeśli w zamian otrzymujemy sprawiedliwość, cena jest warta zapłacenia.