Temat wyjazdu Lewandowskiego do Londynu stał się sprawą wagi państwowej. Niemieckie obostrzenia dotyczące podróżnych z Wielkiej Brytanii sprawiły, że groźba gry z Anglikami bez najlepszego piłkarza świata była naprawdę realna. Zmiana lokalizacji meczu od początku nie wchodziła w grę.
Gdyby w piątek Niemcy nie poluzowali restrykcji, po powrocie do Monachium Lewandowski trafiłby na dwutygodniową kwarantannę. To oznaczałoby, że Bayern musiałby sobie radzić bez niego w kluczowym dla losów mistrzostwa meczu z RB Lipsk (3 kwietnia) i pierwszym spotkaniu z Paris Saint-Germain w ćwierćfinale Champions League (cztery dni później). Bez zawodnika, który strzela gola za golem i zbliża się do rekordu Gerda Muellera (40 trafień w sezonie).
Po sobotnim hat tricku w meczu ze Stuttgartem (4:0) Polak ma już 35 bramek, a niemiecka prasa pisze, że ustanowiony pół wieku temu rekord Bundesligi nigdy nie był tak zagrożony.
Rozmowa z kanclerz Merkel
Przepisy FIFA pozwalają klubom zablokować wyjazd piłkarza na spotkanie reprezentacji, gdyby wiązało się to z koniecznością odbycia długiej kwarantanny po powrocie, i nietrudno sobie wyobrazić, że Bawarczycy z przysługującego im prawa by skorzystali.
Premier Mateusz Morawiecki, nie czekając na rozwój wydarzeń, postanowił interweniować u kanclerz Angeli Merkel w sprawie zwolnienia z kwarantanny Lewandowskiego i występującego w Hercie Berlin Krzysztofa Piątka. Prezes PZPN Zbigniew Boniek dziękował mu za pomoc, ale w piątek wieczorem Niemcy usunęli Wielką Brytanię z listy krajów najwyższego ryzyka i strach, że na Wembley selekcjoner Paulo Sousa nie będzie mógł skorzystać z żadnego z trzech etatowych napastników, a do dyspozycji zostanie mu tylko debiutant Karol Świderski, ustąpił miejsca nadziei, że w Anglii będzie mógł wystawić najsilniejszą jedenastkę.