Bycie kibicem Legii wymaga w tym sezonie sporej wyrozumiałości. W Ekstraklasie rozczarowanie goni rozczarowanie, przerywane i rekompensowane udanymi występami w Europie. No bo kto by przypuszczał, że po dwóch kolejkach w silnej grupie Legia będzie mieć komplet punktów i ani jednej straconej bramki?
– Pierwsze miejsce w Lidze Europy jest miłe, ale na koniec dnia i tak wszyscy spoglądają w tabelę Ekstraklasy – zdaje sobie sprawę Czesław Michniewicz. A tam niżej są tylko Bruk-Bet Termalica Nieciecza, Warta Poznań i Górnik Łęczna.
Nowym otwarciem mogła być wygrana z Lechem, ale Legia doznała już szóstej ligowej porażki w dziewiątym meczu i do lidera z Poznania traci 15 punktów. Biorąc pod uwagę, że ma jeszcze dwa zaległe spotkania (z Zagłębiem Lubin i beniaminkiem z Niecieczy), a kryzys prędzej czy później dopadnie też jej konkurentów, strata ta wcale nie musi oznaczać pożegnania z tytułem. Ale jej gra słusznie niepokoi.
Praca na walizkach
Michniewicz stał się zakładnikiem własnego sukcesu. Przez rok wywalczył z Legią mistrzostwo Polski i przywrócił jej europejskie puchary. Zrobił nawet więcej, niż oczekiwano. Wyeliminował silniejszą i bogatszą Slavię Praga, ograł w Moskwie Spartaka, a przy Łazienkowskiej – Leicester. Przechytrzył swojego ulubionego trenera Brendana Rodgersa.
Czytaj więcej
Jedna bramka Michaela Ishaka zadecydowała o zwycięstwie Lecha przy Łazienkowskiej. Poznaniacy są liderem tabeli, dla Legii to już szósta porażka w sezonie.