Mecz na stadionie przy Łazienkowskiej nie rozczarował kibiców, którzy oczekiwali na hit. Po pierwszej połowie wydawało się, że to będzie jednostronne spotkanie, po którym cieszyć się będą tylko w Warszawie. Bramki Dominika Nagy'a, Carlitosa i trafienie w poprzeczkę węgierskiego skrzydłowego zapowiadały triumf Legii i klęskę Wisły. Legioniści byli przede wszystkim szybsi, bardziej agresywni i świetnie odbierali piłkę.
Na drugą połowę Wisła wyszła jednak odmieniona. W ciągu pięciu minut strzeliła trzy bramki – dwa razy do siatki trafił Jesus Imaz, raz Martin Kostal i to nagle gospodarze musieli walczyć o remis. Udało im się w ostatniej minucie regulaminowego czasu gry, gdy fantastyczną akcją indywidualną popisał się Carlitos.
– Straciliśmy gola na wagę remisu w samej końcówce, ale byłbym hipokrytą, mówiąc o niedosycie. Legia w pierwszej połowie zagrała świetnie – powiedział szkoleniowiec Wisły Maciej Stolarczyk. – Dopiero korekty taktyczne i personalne w przerwie spowodowały, że mogliśmy nawiązać walkę.
– Pierwsza połowa w naszym wykonaniu była fantastyczna. Stwarzaliśmy okazje, powinniśmy byli strzelić więcej niż tylko dwa gole, nie dopuszczaliśmy rywali pod naszą bramkę. Co się stało w drugiej połowie, w ciągu tych pięciu minut? Powiem szczerze, że na tę chwilę tego nie rozumiem. Może jak obejrzę spokojnie powtórkę, to zrozumiem, ale teraz nie mam pojęcia – mówił z kolei portugalski szkoleniowiec Legii Ricardo Sa Pinto.
Zagłębie Lubin, Piast Gliwice, Lech Poznań, Lechia Gdańsk, Wisła Kraków, Jagiellonia Białystok – sześć drużyn w tym sezonie potrafiło się wdrapać na pierwszą pozycję w tabeli. W niedzielę wieczorem ekstraklasa mogła doczekać się siódmego lidera, ale Legia nie wygrała i piłkarze Ricardo Sa Pinto po tej kolejce wylądowali na trzecim miejscu.