Reklama
Rozwiń

Wyspy krótkiego szczęścia

Z wielkich lig Europy tylko angielska nie będzie miała nikogo w półfinale Ligi Mistrzów. Pierwszy raz od siedmiu lat

Publikacja: 09.04.2010 04:27

Wyspy krótkiego szczęścia

Foto: ROL

„Macki Premier League już nie oplatają Europy. W ostatnich pięciu finałach LM grał klub z angielskiego kartelu. Teraz nie mamy nikogo” – pisze „Guardian” na pożegnanie Manchesteru United, który wygrał z Bayernem, ale tylko 3: 2, a musiał dwoma golami. „Skończyły się czasy ostentacji żywionej kredytem. Liverpool odpadł w rundzie grupowej, Chelsea w pierwszej pucharowej, Arsenal został wypatroszony przez Messiego, a Manchester roztrwonił prowadzenie 3: 0”. „Times” też jest dosadny: „Były lata biesiadne, jest klęska głodu”.

Ale do paniki w poważnych angielskich mediach daleko. Jest raczej pogodzenie z losem: przegraliśmy z lepszymi. Może nie jesteśmy idealni, ale nie przesadzajmy, nie wszystko jest z nami nie tak. Zobaczymy się za rok. Szczęście w futbolu trwa krótko i teraz mają je inni.

„To, że Lyon jest w półfinale, nie oznacza, że Premiership jest gorsza od Ligue 1. To nie cała włoska piłka się odrodziła, tylko Inter, dzięki Jose Mourinho. To nie niemiecki futbol maszeruje, tylko Louis van Gaal, który tchnął nowe życie w Bayern” – komentuje „Times”.

Rok temu w półfinale były trzy angielskie kluby i Barcelona. Teraz każdy półfinalista jest z innego kraju, ale napisać, że też z innej piłkarskiej kultury, to przesada. Wystarczy spojrzeć na trenerów: Josep Guardiola grał w Barcelonie u van Gaala, a asystentem u Holendra był wtedy Mourinho.

Niewiele brakowało, żeby w półfinale znalazł się jeszcze jeden barceloński łącznik, Laurent Blanc, który razem z Guardiolą i Mourinho – wtedy adiutantem Bobby’ego Robsona – zdobył w 1997 roku Superpuchar Hiszpanii. Prowadzone przez Blanca Bordeaux strzeliło jednak w środowym rewanżu z Lyonem tylko jednego gola, a musiało wygrać 2: 0.

Wszystkie drogi prowadzą dziś do Hiszpanii, jak niedawno prowadziły na Wyspy. Tam się gra najpiękniej, tam są Messi, Cristiano Ronaldo, romantyzm. Łatwo się tym wszystkim zachłysnąć, zwłaszcza że już jutro kolejna demonstracja potęgi Primera Division, mecz Real – Barcelona na Santiago Bernabeu. Większość zachwytów jest uzasadniona, ale gdy już nawet Michel Platini i Sepp Blatter pouczają angielskie kluby, żeby brały przykład z modelu hiszpańskiego – zwłaszcza jeśli chodzi o formę własności klubów należących do tzw. socios – to znaczy, że jesteśmy blisko pożegnania z rozumem.

Barcelona i Real nie są regułą hiszpańskiej piłki, tylko jej wyjątkami. Oprócz nich jeszcze tylko dwa kluby z pierwszej i drugiej ligi są własnością socios. Model hiszpański to 3,5 mld euro długów w samej Primera Division i opóźnienia w wypłatach w 85 proc. klubów od pierwszej do trzeciej ligi. To w Hiszpanii za tydzień będzie strajk piłkarzy, a nie w Premiership. Anglicy mają rację. Oni tu jeszcze wrócą.

[ramka][srodtytul]Półfinały[/srodtytul]

• Inter Mediolan – FC Barcelona (pierwszy mecz 20 kwietnia w Mediolanie,

rewanż 28 kwietnia)

• Bayern Monachium – Olympique Lyon (pierwszy mecz 21 kwietnia w Monachium, rewanż 27 kwietnia.

[srodtytul]Finał[/srodtytul]

22 maja w Madrycie.[/ramka]

[i]masz pytanie, wyślij e-mail do autora

[mail=p.wilkowicz@rp.pl]p.wilkowicz@rp.pl[/mail][/i]

Piłka nożna
Koniec trudnego roku Roberta Lewandowskiego. Czas odzyskać spokój i pewność siebie
Piłka nożna
Pokaz siły Liverpoolu. Mohamed Salah znów przeszedł do historii
Piłka nożna
Real odpalił fajerwerki na koniec roku. Pokonał Sevillę 4:2
Piłka nożna
Atletico gra do końca, zepsute święta Barcelony
Materiał Promocyjny
Najlepszy program księgowy dla biura rachunkowego
Piłka nożna
Jagiellonia Białystok poznała rywala. Legia już go ograła
Materiał Promocyjny
„Nowy finansowy ja” w nowym roku