„Macki Premier League już nie oplatają Europy. W ostatnich pięciu finałach LM grał klub z angielskiego kartelu. Teraz nie mamy nikogo” – pisze „Guardian” na pożegnanie Manchesteru United, który wygrał z Bayernem, ale tylko 3: 2, a musiał dwoma golami. „Skończyły się czasy ostentacji żywionej kredytem. Liverpool odpadł w rundzie grupowej, Chelsea w pierwszej pucharowej, Arsenal został wypatroszony przez Messiego, a Manchester roztrwonił prowadzenie 3: 0”. „Times” też jest dosadny: „Były lata biesiadne, jest klęska głodu”.
Ale do paniki w poważnych angielskich mediach daleko. Jest raczej pogodzenie z losem: przegraliśmy z lepszymi. Może nie jesteśmy idealni, ale nie przesadzajmy, nie wszystko jest z nami nie tak. Zobaczymy się za rok. Szczęście w futbolu trwa krótko i teraz mają je inni.
„To, że Lyon jest w półfinale, nie oznacza, że Premiership jest gorsza od Ligue 1. To nie cała włoska piłka się odrodziła, tylko Inter, dzięki Jose Mourinho. To nie niemiecki futbol maszeruje, tylko Louis van Gaal, który tchnął nowe życie w Bayern” – komentuje „Times”.
Rok temu w półfinale były trzy angielskie kluby i Barcelona. Teraz każdy półfinalista jest z innego kraju, ale napisać, że też z innej piłkarskiej kultury, to przesada. Wystarczy spojrzeć na trenerów: Josep Guardiola grał w Barcelonie u van Gaala, a asystentem u Holendra był wtedy Mourinho.
Niewiele brakowało, żeby w półfinale znalazł się jeszcze jeden barceloński łącznik, Laurent Blanc, który razem z Guardiolą i Mourinho – wtedy adiutantem Bobby’ego Robsona – zdobył w 1997 roku Superpuchar Hiszpanii. Prowadzone przez Blanca Bordeaux strzeliło jednak w środowym rewanżu z Lyonem tylko jednego gola, a musiało wygrać 2: 0.