Nasza sympatia do Celtiku Glasgow bierze się głównie z faktu, że do niedawna grali tam dwaj Polacy, a teraz kibicujemy już tylko Arturowi Borucowi. Jego partnerzy nie dorastają mu do pięt, a jeśli najlepszym zawodnikiem jest bramkarz, to co myśleć o całej drużynie?
A jednak jest coś takiego w grze Celtiku, co sprawia, że niezależnie od poziomu, sympatia do biało-zielonych nie maleje. Może to magia stadionu Celtic Park, na którym kibice naprawdę pomagają piłkarzom. Może bliskie Polakom katolickie korzenie szkockiego klubu. Może niezwykła waleczność piłkarzy, dzięki której wyrównują swoje niedostatki w starciu z lepszymi. Pewnie wszystkiego po trochu.Wczoraj Celtic dwa razy doszedł pod bramkę przeciwnika i zdobył dwie bramki. Pierwsza z nich padła po błędach Carlesa Puyola z prawej strony i obydwu środkowych obrońców – Gabriela Milito i Rafaela Marqueza. Jan Vennegoor of Hesselink znakomicie uderzył głową i piłka wpadła do siatki. Dwie minuty później, po akcji z Deco, Lionel Messi wyrównał. Podciął piłkę tak, że Boruc nie był w stanie jej dosięgnąć.
Błędy obrońców Celticu w tej sytuacji były niczym w porównaniu z zachowaniem się Milito, a zwłaszcza bramkarza Victora Valdesa siedem minut przed przerwą. Kupiony w styczniu z Dundee United Barry Robson strzałem głową przelobował katalońskiego bramkarza, który wyszedł zbyt daleko.
W drugiej połowie grała już tylko jedna drużyna. Szkoci prezentowali się w tym czasie jak zespół ze środka tabeli polskiej ligi. Popełniali błędy seriami, ale też trzeba brać pod uwagę, kto ich do tych błędów zmuszał. Jeśli stoper Gary Caldwell podaje piłkę pod nogi Thierry’ ego Henry, to trudno takiej okazji nie wykorzystać. Francuz, który w całym meczu był mało widoczny, przerzucił piłkę nad Borucem tak precyzyjnie, że Polak mógł tylko popatrzeć jak wpada ona do bramki, niemal ocierając się o słupek.
100 spotkań w Lidze Mistrzów rozegrał Ryan Giggs (Manchester United) i w tylu meczach zespół Arsenalu prowadził Arsene Wenger