Symbolizuje to wszystko, co w polskim futbolu najlepsze. Jest złotym i srebrnym medalistą olimpijskim, brał udział w trzech finałach mistrzostw świata, w każdym strzelał bramki i nigdy nie zajął miejsca gorszego, niż piąte. Był odkryciem i ulubieńcem Kazimierza Górskiego, na mundiale zabierali go jego następcy - Jacek Gmoch i Antoni Piechniczek. W latach siedemdziesiątych i na początku osiemdziesiątych Grzegorz Lato był jednym z najlepszych piłkarzy na świecie.
Z Latą od początku były problemy. Przez kilka lat miał opinię skrzydłowego, który jest „szybszy od wiatru”, co znaczyło, ni mniej, ni więcej, tylko futbolowy niedorozwój. Biegał szybciej niż przeciwnicy, ale to był jego jedyny walor. Techniką nie mógł imponować i nikt nie oczekiwał od niego dryblingów w stylu brazylijskim. Ale robił to, czego oczekuje się od napastnika - zdobywał bramki w drużynie juniorów i drugoligowej Stali Mielec, więc wróżono mu przyszłość solidnego ligowca. Żaden trener reprezentacji nie powołał go do narodowej drużyny juniorów, ponieważ, mimo sukcesów Stali w rozgrywkach nastolatków, Laty nie zaliczano do grupy największych polskich talentów w tej kategorii wiekowej.
Wkrótce to się zmieniło. Andrzej Strejlau dowiedział się, że jest w Mielcu taki chudy chłopaczek, nie mieszczący się w żadnych piłkarskich kryteriach. Strejlau obejrzał Latę i powiedział o nim trenerowi Kazimierzowi Górskiemu, który wtedy (w roku 1970) prowadził reprezentację Polski do lat 23. Górski pojechał do Mielca na drugoligowy mecz Stali z Górnikiem Wałbrzych. Stal wygrała 2:0, Lato strzelił obydwie bramki. - No i co pan powie o tym Lacie, panie Kazimierzu - spytał Strejlau. -Trochę wiatrak - odpowiedział pan Kazimierz - ale mnie się wydaje, że coś z niego będzie.
Można powiedzieć, że właśnie wtedy, w takich okolicznościach rozpoczynała się budowa drużyny, o której kilka lat później mówiło się - wielka.
[srodtytul]Zamiast Jana Banasia[/srodtytul]