Bezprawne słowa

Leo Beenhakker przeprosił, Antoni Piechniczek przeprosiny przyjął. O ich współpracy wiadomo tylko, że będzie. Jaka? Życie pokaże

Aktualizacja: 17.12.2008 08:37 Publikacja: 17.12.2008 01:14

Leo Beenhakker (z lewej) wreszcie spotkał się z Antonim Piechniczkiem. Kiedy zobaczą się następnym r

Leo Beenhakker (z lewej) wreszcie spotkał się z Antonim Piechniczkiem. Kiedy zobaczą się następnym razem, nie wiadomo

Foto: PAP

Określane przez Grzegorza Latę jako dobre, owocne i momentami szczere aż do bólu spotkanie Antoniego Piechniczka z Leo Beenhakkerem nie przyniosło wymiernych efektów. Fotoreporterzy poprosili pogodzonych trenerów o podanie sobie rąk przed obiektywami i był to jedyny sukces kończący kilkudniową awanturę.

Beenhakker, udzielając wywiadu, w którym obrażał Piechniczka, postawił się w jednym szeregu z pieniaczami, którzy do tej pory na łamach prasy krytykowali jego pracę. Uznał podobno, że skoro pracuje w Polsce, musi też po polsku się zachowywać. Krzyczał z Turcji, a po powrocie do kraju tłumaczył, że był to krzyk o pomoc.

[wyimek]Piechniczek: Z Beenhakkerem będziemy teraz rozmawiać na innych częstotliwościach[/wyimek]

Wczoraj swoich słów się nie wyparł. – Wszystko, co pojawiło się w prasie, rzeczywiście powiedziałem i niczego nie żałuję. Niczego, z wyjątkiem stwierdzenia, że Antoni Piechniczek nie istnieje. Powiedziałem tak, chociaż nie miałem prawa. W poniedziałek przeprosiłem za swoje słowa prezesa Grzegorza Latę, dzisiaj osobiście pana Piechniczka – mówił Beenhakker na konferencji prasowej.

Spotkanie selekcjonera z Latą trwało 20 minut, z Piechniczkiem – ponad godzinę. Żeby trener reprezentacji i szef Wydziału Szkolenia mianowany na to stanowisko 30 października wreszcie się spotkali, musiało dojść do skandalu.

Piechniczek i Lato chcieli rozmawiać tylko o tym, Beenhakker po przeprosinach próbował zwrócić uwagę na problemy, które jego zdaniem zmusiły go do tak ostrej wypowiedzi. Podobno bezskutecznie.

Mają się odbyć następne spotkania dotyczące wykorzystania wiedzy Beenhakkera w szkoleniu młodzieży i stworzenia drużyny do lat 21. Byłoby dobrze, gdyby Piechniczek z Beenhakkerem widywali się przynajmniej raz na dwa tygodnie.

Niestety, nie ustalono, kiedy dokładnie panowie zaczną swoje narady ani jakie problemy są najbardziej aktualne. Mają rozmawiać „o przyszłości”.

Lato podkreślał, że rola mediatora pomiędzy dwoma silnymi osobowościami nie była łatwa, ale nawet przez chwilę nie zastanawiał się nad zwolnieniem Beenhakkera.

– Nie ma tematu zmiany trenera reprezentacji. Wszyscy chcemy awansować do mundialu w RPA i jeśli Beenhakkerowi się to uda, umowa z nim zostanie przedłużona do końca trwania turnieju. A jeżeli wyniki będą satysfakcjonujące, nie można wykluczyć, że zaproponujemy trenerowi nowy kontrakt. Nie chcemy ciągłych zmian, chcemy stabilizacji – stwierdził prezes PZPN.

Rzekomą ofertę z Sunderlandu Beenhakker nazwał bzdurą. Ciągle powtarza, że jego największą ambicją jest prowadzenie reprezentacji Polski.

Na konferencji trener mówił, że nieporozumienia z Piechniczkiem wyjaśnił, jednak nie miał zbyt entuzjastycznej miny. – Do tej pory nie rozmawialiśmy tym samym piłkarskim językiem, ale po wtorkowym spotkaniu uważam, że będziemy w stanie się porozumieć, by wspólnie poprawić jakość polskiej piłki. Bo to futbol jest w tym wszystkim najważniejszy – powiedział Beenhakker.

Piechniczek, któremu Holender zarzucił ciągłe wracanie do historii, wspomniał wczoraj, że kiedy był selekcjonerem, trener mógł się cieszyć autonomią w wyborze taktyki czy piłkarzy i podobno nic się w tej sprawie nie zmieni.

Nie zmieni się także zapewne nic w kontaktach Beenhakkera z nowym kierownictwem PZPN, ale rozmawiać mają o czym. Następne spotkanie na najwyższym szczeblu może np. wyjaśniać inny wątek wywiadu w „Przeglądzie Sportowym”: czy Beenhakker pił koniak z Jerzym Engelem na kanapie w jego gabinecie. Jeden potwierdza, drugi zaprzecza.

Prawdziwe porozumienie w sprawach poważniejszych jest o wiele trudniejsze. Rozumieją to obie strony. Beenhakkera może obronić tylko sukces na boisku i po wczorajszym spotkaniu musi zdawać sobie z tego sprawę. Jeśli go nie będzie, karty zapewne po swojemu rozda Jerzy Engel.

[i]Masz pytanie, wyślij e-mail do autora: [mail=m.kolodziejczyk@rp.pl]m.kolodziejczyk@rp.pl[/mail][/i]

Określane przez Grzegorza Latę jako dobre, owocne i momentami szczere aż do bólu spotkanie Antoniego Piechniczka z Leo Beenhakkerem nie przyniosło wymiernych efektów. Fotoreporterzy poprosili pogodzonych trenerów o podanie sobie rąk przed obiektywami i był to jedyny sukces kończący kilkudniową awanturę.

Beenhakker, udzielając wywiadu, w którym obrażał Piechniczka, postawił się w jednym szeregu z pieniaczami, którzy do tej pory na łamach prasy krytykowali jego pracę. Uznał podobno, że skoro pracuje w Polsce, musi też po polsku się zachowywać. Krzyczał z Turcji, a po powrocie do kraju tłumaczył, że był to krzyk o pomoc.

Pozostało jeszcze 83% artykułu
Piłka nożna
Czas na półfinały Ligi Mistrzów. Arsenal robi wyjątkowe rzeczy
Piłka nożna
Robert Lewandowski wśród najlepszych strzelców w historii. Pelé w zasięgu Polaka
Piłka nożna
Barcelona z Pucharem Króla. Real jej niestraszny
Piłka nożna
Liverpool mistrzem Anglii, rekord Manchesteru United wyrównany
Materiał Promocyjny
Jak Meta dba o bezpieczeństwo wyborów w Polsce?
Piłka nożna
Puchar Króla jedzie do Barcelony. Realowi uciekło kolejne trofeum