To kolejny mecz o wszystko,choć grupa, w której przyszło grać Polakom o bilety do RPA, miała być lekka, łatwa i przyjemna, zwłaszcza po tym, jak w Chorzowie udało się pokonać Czechów. Po tym meczu będziemy już na półmetku rywalizacji, jednak niezależnie od wyniku drużyna Leo Beenhakkera ani sobie awansu nie zapewni, ani definitywnie nie straci szans. O problemach selekcjonera w Irlandii wiedzą bardzo dobrze. Dziennik „News Letter” prosi zielono-białą armię, by zakończyła panowanie Holendra w Polsce. „Po porażce w meczu ze Słowacją i wcześniejszym remisie ze Słowenią trener drużyny naszych rywali stąpa po cienkim lodzie. Franciszek Smuda, który prowadzi teraz Lecha Poznań, wyraził już zgodę na przejęcie reprezentacji po Beenhakkerze” – dodaje „Belfast Telegraph”.
Polacy przylecieli do Belfastu wczoraj około południa wyczarterowanym samolotem czeskich linii lotniczych CSA. Lot z Poznania trwał dwie i pół godziny i dla piłkarzy na pewno nie należał do łatwych. Kibice, którzy zajęli większość miejsc, co chwila prosili o autografy i wspólne zdjęcia. Kolekcję ujęć jeszcze na pokładzie zebrał także Henryk Klocek (zawieszony członek zarządu PZPN), który razem z żoną znalazł się w delegacji. Klocek niedawno został zatrzymany przez wrocławską prokuraturę i postawiono mu siedem zarzutów dotyczących korupcji, ale zaufania kolegów z zarządu, jak widać, nie stracił.
Pierwszy raz od słynnej kłótni z selekcjonerem mecz zdecydował się obejrzeć na żywo także Antoni Piechniczek. Jak zapewnia – kibicuje drużynie, a jego obecność na stadionie nie ma żadnych podtekstów. Wcześniej w Polsce zatrzymywały go obowiązki senatora.
Reprezentacja Polski zamieszkała w hotelu Culloden, tym samym, w którym przed pięciu laty zatrzymała się drużyna Pawła Janasa przed jedynym zwycięstwem naszej reprezentacji nad Irlandią w Belfaście. Wtedy było 3:0 po golach Macieja Żurawskiego, Piotra Włodarczyka i Jacka Krzynówka. Teraz w drużynie został już tylko Krzynówek, a tamten mecz pamiętają jeszcze Michał Żewłakow i Mariusz Lewandowski.
Culloden to XIX-wieczny zamek stojący niedaleko doków, w których zbudowano „Titanica”. Kiedyś służył za pałac biskupa. Wczoraj w jego drzwiach obok elegancko ubranego boya w meloniku stanął równie wysoki, jak szeroki człowiek w skórzanej kurtce. Ma ksywę „Siwy”, chociaż tak naprawdę ogolony jest na łyso. Poprosił o przetłumaczenie obsłudze prostego przekazu: „Jeśli pod hotel przyjdą dziennikarze albo kibice i będą chcieli wejść, to on ich nie wpuści”. „Siwy” przyleciał z Polski, mimo że dodatkowej ochrony miało nie być.