Blisko, ale daleko

Tydzień temu słaby Arsenal przegrał w Manchesterze tylko 0:1, ale dziś w rewanżu i tak czeka go karkołomne zadanie: strzelić dwa gole więcej niż United

Aktualizacja: 05.05.2009 01:55 Publikacja: 05.05.2009 01:49

Takich obrazków w pierwszym meczu było niewiele: Theo Walcott szybszy od obrońców Manchesteru United

Takich obrazków w pierwszym meczu było niewiele: Theo Walcott szybszy od obrońców Manchesteru United (z lewej Nemanja Vidić)

Foto: PAP/EPA

Trener Wisły Kraków Maciej Skorża lubi przywoływać przy różnych okazjach tę scenę z filmu „Szeregowiec Ryan”, gdy uratowany przez kolegów żołnierz słyszy od nich: „A teraz na to zasłuż”. Arsenal będzie dziś w rewanżu z Manchesterem United w podobnej sytuacji.

Tydzień temu na Old Trafford czuwali nad tą drużyną bramkarz Manuel Almunia, poprzeczka jego bramki przy strzale Cristiano Ronaldo i zezowate szczęście futbolu, często niesprzyjające lepszym. Dzięki temu mecz, który mógł być katastrofą, skończył się dla Arsenalu stratą tylko jednego gola, ale dziś o 20.45 (transmisja w nSporcie, skrót w TVP 2 o 23.30) szeregowiec Arsenal wyjdzie na własny stadion z podwójnym zobowiązaniem.

Nie tylko musi wygrać różnicą dwóch goli z rywalem, który w siedmiu ostatnich meczach pucharowych na wyjeździe stracił ledwie jedną bramkę. Musi też dać jakąś odpowiedź tym wszystkim kibicom, którzy patrząc na Arsenal w pierwszym meczu, pytali: „Z czym do finału Ligi Mistrzów?”.

Widzieli na Old Trafford zespół zbyt wolny i ubogi w pomysły, by rywalizować z którymkolwiek z półfinalistów. Przewaga Manchesteru w pierwszej połowie była tak wielka, że stoper Arsenalu Mikael Silvestre przypomniał sobie inny film.

– Czułem się jak obrońca fortu z „The Alamo“ – mówił Francuz o oblężeniu swojego pola karnego. Kilka pierwszych uderzeń obrona Arsenalu wytrzymała, ale w końcu piłka odbita od nogi właśnie Silvestre’a trafiła do Johna O’Shea, a ten z bliska strzelił gola, który stawia Manchester w dobrej sytuacji przed rewanżem.

Na stadion Arsenalu przyjeżdża zespół niepokonany w 24 kolejnych meczach Ligi Mistrzów. Pierwszy od sześciu lat obrońca tytułu, któremu udało się awansować w następnym sezonie do półfinału, a dziś ma szansę zostać pierwszym od 12 lat, który dotrze do finału.

Manchester wprawdzie jeszcze na Emirates nie wygrał – od przeprowadzki Arsenalu z Highbury United dwa mecze tutaj przegrali, jeden zremisowali – ale dziś nie musi zwyciężyć. Wystarczy, że zdobędzie gola, a wtedy Arsenal będzie musiał odpowiedzieć trzema.

Trudno uwierzyć, że piłkarze Arsene’a Wengera będą w stanie tyle razy pokonać obronę gości -wraca do niej wyleczony Rio Ferdinand, wątpliwy jest natomiast występ Patrice’a Evry – i bramkarza Edwina van der Sara, którego praca w pierwszym meczu sprowadzała się do wyrzucania albo wykopywania piłki. Bronić właściwie nie musiał, Arsenal strzelił na jego bramkę tylko raz. Cesc Fabregas przesunięty bliżej ataku czuł się tam jak ryba na piasku. Samir Nasri męczył się w środku boiska, co w sytuacji, gdy Theo Walcott nie potrafił uwolnić się spod opieki Evry, zupełnie podcięło drużynie skrzydła.

Arsene Wenger między wierszami przyznał się do błędów w ustawieniu i taktyce, od tygodnia zapowiada, że dziś jego drużyna zagra zupełnie inaczej. Jeden z powodów do optymizmu to odzyskanie Robina van Persie, który przez problemy z pachwiną opuścił cztery ostatnie mecze. Na rewanż Holender się wyleczył, a jego pomysłowości bardzo na Old Trafford brakowało.

Arsenal niby jest tylko o bramkę od dogrywki i dwie od finału, ale musi pójść na całość, jednocześnie nie zostawić w obronie żadnej luki, bo piłkarze United błyskawiczne kontrataki opanowali do perfekcji.

Wenger wydaje się pewny siebie. – Stać nas na to, by wygrać 2: 0. Jesteśmy 90 minut od finału, a to są wyjątkowe okoliczności. Jeśli strzelimy bramkę, Manchester poczuje presję. Będą wiedzieli, że jeszcze jeden gol i nie ma ich w Lidze Mistrzów – mówi francuski trener.

Ma rację o tyle, że presja na pewno ciążyć będzie głównie piłkarzom United. To oni zapowiadali, że chcą w tym sezonie wygrać wszystko, a w Arsenalu będą zadowoleni, jeśli wygrają cokolwiek, bo nie zdobyli żadnego trofeum od czterech lat.

Manchester ma kadrę tak silną i doświadczoną, że na ławce sadza w pierwszym meczu Dymitara Berbatowa, którego kupił za 30 mln funtów. Arsenal wydał niewiele więcej na całą drużynę, a średnia wieku w niej jest bliższa młodzieżowym mistrzostwom świata niż półfinałowi LM.

Porównanie transferowego budżetu Arsenalu do wydatków Manchesteru, Barcelony czy wartości piłkarzy skupionych przez Chelsea przypomina, że z czterech trenerów w półfinale to Wenger jest największym cudotwórcą. Tylko kto o tym będzie pamiętał, jeśli Arsenal odpadnie.

Dziś na stadion Arsenalu przyjeżdża zespół niepokonany w 24 kolejnych meczach Ligi Mistrzów

[i]Masz pytanie, wyślij e-mail do autora:

[mailto=p.wilkowicz@rp.pl]p.wilkowicz@rp.pl[/mail][/i]

Trener Wisły Kraków Maciej Skorża lubi przywoływać przy różnych okazjach tę scenę z filmu „Szeregowiec Ryan”, gdy uratowany przez kolegów żołnierz słyszy od nich: „A teraz na to zasłuż”. Arsenal będzie dziś w rewanżu z Manchesterem United w podobnej sytuacji.

Tydzień temu na Old Trafford czuwali nad tą drużyną bramkarz Manuel Almunia, poprzeczka jego bramki przy strzale Cristiano Ronaldo i zezowate szczęście futbolu, często niesprzyjające lepszym. Dzięki temu mecz, który mógł być katastrofą, skończył się dla Arsenalu stratą tylko jednego gola, ale dziś o 20.45 (transmisja w nSporcie, skrót w TVP 2 o 23.30) szeregowiec Arsenal wyjdzie na własny stadion z podwójnym zobowiązaniem.

Pozostało jeszcze 85% artykułu
Piłka nożna
Zbliża się klubowy mundial w USA. Wakacji w tym roku nie będzie
Materiał Promocyjny
Między elastycznością a bezpieczeństwem
Piłka nożna
Żałoba po śmierci papieża Franciszka. Co z meczami w Polsce?
Piłka nożna
Barcelona bliżej mistrzostwa Hiszpanii. Bez Roberta Lewandowskiego pokonała Mallorcę
Piłka nożna
Neymar znów kontuzjowany. Czy wróci jeszcze do wielkiej piłki?
Piłka nożna
Robert Lewandowski kontuzjowany. Czy opuści El Clasico?