- Jan Mucha wybronił nam w pierwszej połowie mecz. Rywale przez pół godziny absolutnie dominowali - podsumował to, co działo się na boisku w Warszawie trener Stefan Białas. Dodał też, że jeśli dziennikarze chcą sprawić przyjemność jego piłkarzom powinni napisać, że nie stracili gola po raz pierwszy w tym roku, ale dla niego to żadne pocieszenie. Kibicom podziękował za doping, mimo że jak zwykle siedzieli cicho.
Legia prowadziła od 3. minuty, kiedy gola strzelił Marcin Mięciel, później jednak była tłem dla drużyny broniącej się przed spadkiem. Gdyby Kamil Wilczek dwa razy zamiast głęboko patrzeć bramkarzowi Legii w oczy zdecydował się na strzał, gdyby Jakub Biskup trafiał chociaż w bramkę, a nie dziesięć metrów nad poprzeczką, Legia mogła wysoko przegrywać jeszcze przed przerwą. W 38. minucie dostała jednak prezent od Macieja Nalepy. Bramkarz Piasta przyznaje się do dwóch kilogramów nadwagi, wygląda jakby miał jeszcze kilka więcej.
Nie zdążył z interwencją, sfaulował wychodzącego na dobrą pozycję Bartłomieja Grzelaka przed polem karnym i Hubert Siejewicz pokazał mu czerwoną kartkę. Goście przestali wierzyć choćby w remis, gdy po tym rzucie wolnym było już 2:0. Pięknego gola strzelił Maciej Iwański i wiadomo było, że Legii nie może stać się krzywda.
W bramce Piasta pojawił się 17-letni Tomasz Kasprzik, brat kontuzjowanego obecnie bramkarza Lecha Poznań. Kasprzik do tej pory był trzecim bramkarzem swojej drużyny, ale w ubiegłym tygodniu klub rozwiązał kontrakt z Rafałem Kwapiszem, który podobno źle się prowadził. W drugiej połowie, która przypominała już sparing bez żadnego znaczenia, Białas pozwolił zadebiutować Maciejowi Górskiemu. 20-letni piłkarz to największy ponoć talent drużyny z Młodej Ekstraklasy.
Trzeciego gola dla Legii w 61. minucie strzelił Bartłomiej Grzelak - z sześcioma bramkami najskuteczniejszy zawodnik drużyny, któremu latem kończy się kontrakt i zapewne odejdzie z klubu. Podawał mu Marcin Smoliński, którego w Warszawie też nikt nie będzie zatrzymywał. Legia awansowała na trzecie miejsce w tabeli i zbliżyła się do Lecha Poznań na jeden punkt, a do Wisły na pięć. Od Wielkiej Soboty i porażki w Poznaniu odgrywa rolę, do której nie potrafi się przyzwyczaić. Sami piłkarze przyznali, że szanse na mistrzostwo Polski odbiera im matematyka, ale po meczu z Piastem widać, że kierowali się raczej logiką.