Odkąd przed rokiem Paris Saint-Germain wykupiło z Monaco za grubo ponad 100 mln euro (z bonusami nawet 180 mln) Kyliana Mbappe, wartość rynkowa i oczekiwania nastoletnich gwiazd wystrzeliły w górę. Francuz jeszcze przed 20. urodzinami został drugim najdroższym piłkarzem świata.
W ubiegłym roku – rekordowym, jak podała kilka dni temu FIFA – za żadnego zawodnika nie zapłacono większych pieniędzy, choć wydatki na transfery po raz pierwszy przekroczyły 7 mld dolarów. W porównaniu z 2017 r. wzrosły więc o 10 proc. Prawie 80 proc. tej sumy stanowiły transakcje przeprowadzone w Europie. Ponad połowa była udziałem 31 klubów – każdy z nich wydał co najmniej 50 mln. Czy w tym roku przekroczona zostanie kolejna bariera?
Zimą tradycyjnie już powstrzymano się od szaleństw. – To nie jest dobry czas na zakupy – przekonują trenerzy, nie chcąc robić rewolucji w trakcie rozgrywek albo nie znajdując lepszego usprawiedliwienia dla swojej bezczynności. Jeśli już kupują, to często z myślą o przyszłości – jak Chelsea, która pozyskała w styczniu Christiana Pulisica, ale pozwoliła mu dokończyć sezon w Dortmundzie. Borussia otrzyma za niego aż 64 mln euro. Więcej zarobiła tylko na Ousmane Dembele (120 mln).
20-letni Pulisic stał się tym samym najdroższym amerykańskim piłkarzem. Jeśli z powodzeniem zastąpi szykującego się coraz mocniej do wyjazdu z Londynu Edena Hazarda, nikt mu tej kwoty wypominać nie będzie.
Tylko jeden zawodnik z pierwszej dziesiątki największych zimowych transferów ma więcej niż 25 lat – wracający z Barcelony do Chin 30-letni Brazylijczyk Paulinho. Ten sam, który kiedyś nie sprawdził się w ŁKS Łódź, a dziś Evergrande Kanton wydał na niego 42 mln.