Breno, brazylijski problem Bayernu

Jest brazylijską wersją Mario Balotellego. Nazywa się Breno, ma 22 lata i próbuje grać w Bayernie. Na razie więcej z nim kłopotu niż pożytku

Publikacja: 28.01.2012 00:01

Breno, brazylijski problem Bayernu

Foto: AFP

Gdy w 2008 roku przyleciał z Sao Paulo do Monachium, nic nie zapowiadało nadchodzącej katastrofy. Breno Vinicius Rodrigues Borges rekomendacje miał dobre: kapitan olimpijskiej reprezentacji Brazylii, polecony przez Giovane Elbera, obserwowany również przez Real Madryt, Milan, Juventus i Fiorentinę. To wszystko robiło wrażenie i mogło zamydlić oczy.

Jeszcze zanim wyszedł na boisko, stał się głównym bohaterem debaty dotyczącej dysproporcji w zarobkach. – Gdy najbogatszy niemiecki klub kupuje za 14 mln euro brazylijskiego nastolatka i oferuje mu dochody, których nie może osiągnąć większość głów rodzin przez lata ciężkiej pracy, to coś tu nie gra – denerwował się szef niemieckiego parlamentu Norbert Lammert.

Breno dostał wszystko, co chciał. Drzwi do kariery stały otworem, ale nie umiał się odnaleźć w nowej rzeczywistości. Narzekał na pogodę, nie potrafił wywalczyć miejsca w obronie, był wypożyczany do Norymbergi. Zbierał czerwone kartki i leczył kontuzje. W Bayernie grał od święta. Przez trzy lata wystąpił tylko w 21 meczach Bundesligi. Nie zachwycił.

Głośno zrobiło się o nim dopiero we wrześniu, gdy wybuchł pożar w jego posiadłości pod Monachium. Willa została całkowicie zniszczona, straty oszacowano na półtora miliona euro. Breno, leczący wówczas kontuzję kolana, odniósł niewielkie obrażenia. Żony Renaty i trójki dzieci nie było na szczęście w domu.

Prokuratura uznała, że pożar nie był przypadkowy. Breno, podejrzany o podpalenie, spędził prawie dwa tygodnie za kratkami. Wyszedł, bo Bayern wpłacił za niego pół miliona euro kaucji. Później załatwił mu jeszcze opiekę psychiatrów i pozwolenie na wyjazd na zimowe zgrupowanie w Katarze (piłkarz ma zakaz opuszczania terytorium Niemiec).

– Wierzymy, że w styczniu przyjdzie czas Breno – ucinał spekulacje na temat transferu Brazylijczyka dyrektor sportowy Christian Nerlinger. – Jestem przekonany, że odniesie sukces w Bayernie. Zapamiętajcie te słowa.

Breno w nowym roku nie zamierzał się jednak poprawiać. Zaczął się skarżyć na złe traktowanie, bo trener Jupp Heynckes nie zabrał go na sparing, tylko kazał grać w rezerwach. – Bayern bawi się mną – napisał na Twitterze. Reakcja klubu była natychmiastowa. – Dostał żółtą kartkę. Liczę, że więcej to się nie zdarzy – stwierdził prezes rady nadzorczej Bayernu Karl-Heinz Rummenigge.

Ale na kolejny akt nieposłuszeństwa długo czekać nie trzeba było. Breno zgłosił trenerowi chorobę. Dostał wolne, ale zamiast leżeć w łóżku, poszedł sobie zrobić tatuaż. – Kary nic nie dadzą. On potrzebuje wsparcia – tłumaczył Heynckes.

Cierpliwość Rummenigge wyczerpała się chyba wcześniej – w grudniu gdy zapowiedział, że klub nie będzie już zatrudniał młodych piłkarzy z Ameryki Południowej. – To bez sensu. Mamy wielu utalentowanych zawodników, nie musimy ich ściągać z innych krajów.

To istotna zmiana polityki transferowej. W ostatnich latach Bayern chętnie inwestował w latynoskich piłkarzy. Tam europejską karierę zaczynali Paragwajczyk Roque Santa Cruz i Peruwiańczyk Jose Paolo Guerrero. Teraz w kadrze zespołu oprócz Breno jest jeszcze dwóch Brazylijczyków: obrońca Rafinha i pomocnik Luiz Gustavo. Ale oni w przeciwieństwie do swojego rodaka grają. I takich problemów wychowawczych jak on nie stwarzają.

Breno znalazł się na życiowym zakręcie. Czy będzie jeszcze w stanie wrócić do wielkiego futbolu? Jeśli klub nadal będzie wyciągał do niego pomocną dłoń, może zdąży jeszcze pokazać, dlaczego został uznany w Brazylii za odkrycie roku 2007. Ma czas do czerwca. Wtedy wygasa jego kontrakt, a o nowym na razie się nie mówi.

Gdy w 2008 roku przyleciał z Sao Paulo do Monachium, nic nie zapowiadało nadchodzącej katastrofy. Breno Vinicius Rodrigues Borges rekomendacje miał dobre: kapitan olimpijskiej reprezentacji Brazylii, polecony przez Giovane Elbera, obserwowany również przez Real Madryt, Milan, Juventus i Fiorentinę. To wszystko robiło wrażenie i mogło zamydlić oczy.

Jeszcze zanim wyszedł na boisko, stał się głównym bohaterem debaty dotyczącej dysproporcji w zarobkach. – Gdy najbogatszy niemiecki klub kupuje za 14 mln euro brazylijskiego nastolatka i oferuje mu dochody, których nie może osiągnąć większość głów rodzin przez lata ciężkiej pracy, to coś tu nie gra – denerwował się szef niemieckiego parlamentu Norbert Lammert.

Pozostało jeszcze 81% artykułu
Piłka nożna
Bodo/Glimt. Wyrzut sumienia polskich klubów
Piłka nożna
Czas na półfinały Ligi Mistrzów. Arsenal robi wyjątkowe rzeczy
Piłka nożna
Robert Lewandowski wśród najlepszych strzelców w historii. Pelé w zasięgu Polaka
Piłka nożna
Barcelona z Pucharem Króla. Real jej niestraszny
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Piłka nożna
Liverpool mistrzem Anglii, rekord Manchesteru United wyrównany