Wróciły koszmary. Tak jak 12 lat temu Liverpool potrzebował zwycięstwa nad Bazyleą, by wyjść z grupy, i tak jak 12 lat temu celu nie osiągnął. I wtedy, i teraz była dramaturgia, bo pierwszy tracił gole. Wtedy - trzy, teraz tylko jednego, ale kończył mecz w dziesięciu (czerwona kartka Lazara Markovicia za bezmyślne uderzenie rywala w twarz w środku boiska) i kiedy w 82. minucie Steven Gerrard wyrównał pięknym strzałem z rzutu wolnego.
Odżyły nadzieje, niektórym przed oczami stanęły pewnie wspomnienia wygranego dziesięć lat temu spotkania z Olympiakosem, w którym to Gerrard dał Liverpoolowi w ostatnich minutach awans do fazy pucharowej. Pięknego zakończenia jednak nie było.
Inaczej niż w Turynie, gdzie Juventus zdobył potrzebny do awansu punkt w meczu z Atletico i zajął drugie miejsce w grupie. Udało się odkupić winy za ubiegłoroczną wpadkę w śnieżnym Stambule, udało się też przedłużyć trwającą już półtora roku serię spotkań bez porażki przed własną publicznością. Olympiakos zgodnie z przewidywaniami pokonał Malmoe 4:2 i zagra w 1/16 finału Ligi Europejskiej. Tak jak Liverpool, Zenit (przegrał walkę o awans z Monaco) i Anderlecht, który w ostatniej kolejce zremisował w Dortmundzie 1:1.
Jakub Błaszczykowski, który w styczniu zerwał więzadła w kolanie, pierwszy raz od tego czasu znalazł się w kadrze meczowej Borussii i w 85. minucie zmienił Shinjiego Kagawę. Łukasz Piszczek dostał od trenera wolne. Wojciech Szczęsny wrócił do bramki Arsenalu po kontuzji, londyńczycy pokonali w Stambule Galatasaray 4:1, ale do awansu z pierwszego miejsca to nie wystarczyło. Grupę wygrała Borussia.
6. KOLEJKA