Reklama

Jak trwoga to do Sa

Legia ściga Lecha w dużej mierze dzięki trafieniom Portugalczyka.

Aktualizacja: 24.05.2015 21:36 Publikacja: 24.05.2015 21:14

Orlando Sa i jego gole decydują o tym, że Legia wciąż traci do Lecha zaledwie punkt

Orlando Sa i jego gole decydują o tym, że Legia wciąż traci do Lecha zaledwie punkt

Foto: PAP/Bartłomiej Zborowski

Lech był o krok od tego, by wymsknęło mu się zwycięstwo w Gdańsku i pierwsze miejsce w tabeli.

Zespół z Poznania pewnie prowadził z Lechią 2:0. Nie był to porywający futbol w wykonaniu gości, ale wydawało się, że kontrolują przebieg spotkania. Osiem minut przed końcem kontuzji doznał najlepszy w szeregach Lecha zawodnik – bramkarz Jasmin Burić, a niedługo później na zespół Macieja Skorży spadły kolejne plagi: rzut karny i czerwona kartka dla Dariusza Formelli, który ręką wybijał zmierzającą do siatki piłkę.

Zastępujący Burica Maciej Gostomski jedenastki nie obronił, ale to i tak on został bohaterem Lecha. W piątej minucie doliczonego czasu gry w ekwilibrystyczny sposób obronił strzał głową napastnika gospodarzy, po którym piłka odbiła się jeszcze od słupka. W następnej kolejce Lech podejmuje u siebie Pogoń, do Warszawy przyjeżdża Wisła.

Uparty jak Norweg

Rotacje Henninga Berga – ten termin na stałe już wszedł do słownika kibiców piłkarskich w Polsce. Norweg tym upartym i ciągłym zmienianiem składu sam sobie narobił szkody. Oczywiście czasu cofnąć się nie da i nie przekonamy się, czy gdyby jesienią w Łęcznej, Bielsku-Białej lub Gliwicach Berg postawił na zawodników z pierwszej jedenastki, Legia dziś musiałaby Lecha gonić, czy może jednak wciąż przed poznaniakami by uciekała? Widać natomiast, że trener w końcówce sezonu poszedł po rozum do głowy, przestał próbować wszystkim udowodnić na siłę, że jego koncepcja jest jedyną słuszną, i zaczął wystawiać taki skład, jakiego domagali się kibice, właściciele i eksperci. Z kluczową zmianą – Orlando Sa w ataku.

Stosunki Norwega i kapryśnego portugalskiego napastnika mogłyby być kanwą kiepskiego serialu. Z szatni Legii dobiegają informacje, jakoby najlepszemu strzelcowi klubu niewiele się chciało, domagał się specjalnego traktowania i miał o sobie wysokie mniemanie. Wyjątkowo wysokie. Portugalczyk jednak został ściągnięty do Warszawy po to, by strzelał gole – a tego nie sposób mu odmówić.

Reklama
Reklama

W ekstraklasie zaliczył 13 trafień – ostatnią bramkę zdobył w sobotnim, wygranym 1:0, meczu z Pogonią w Szczecinie; jednego gola dorzucił w Lidze Europejskiej. Aż 12 zawodników Legii ma jednak więcej minut spędzonych na boisku od Sa.

Norweg z uporem ignorował statystyki przemawiające za Portugalczykiem i wystawiał z przodu weterana Marka Saganowskiego. 36-letni wychowanek ŁKS, który w lidze debiutował w sezonie 1994/1995 – wtedy, gdy Berg zdobywał sensacyjne mistrzostwo Anglii z Blackburn Rovers – zdobył w lidze zaledwie jedną bramkę. W sobotę przeciw Pogoni miał zresztą doskonałą okazję w ostatniej minucie po podaniu Ondreja Dudy, ale przestrzelił.

Norweg twierdził, że Saganowski bardziej pasuje do jego taktyki – rozpoczyna pressing, bardziej angażuje się w grę obronną. Po ligowej porażce z Lechem, gdy Legia spadła na drugie miejsce w tabeli, żarty się skończyły, a Berg zrozumiał powagę sytuacji i dotarło do niego, że pressing może, i owszem, jest ważny, ale do mistrzostwa bardziej potrzebne mu są gole. Saganowski trafił na ławkę, w pierwszym składzie zaczął wychodzić Sa – i oczywiście strzelać.

Legia dwa ostatnie mecze wygrała w minimalnym stosunku – 1:0. Zarówno w środę przeciwko Jagiellonii, jak i w sobotę w Szczecinie gole zdobywał Portugalczyk. Chociaż Berg przedłużył umowę ze stołecznym klubem, po Warszawie krąży plotka, że jeśli nie obroni mistrzostwa i roztrwoni przewagę z jesieni (Legia miała nawet 9 punktów więcej od Lecha), zostanie zwolniony. Skórę ratuje więc trenerowi piłkarz, który był niesłusznie przezeń odsunięty i którego udział był marginalizowany. Mówi się zresztą, że Portugalczyk po sezonie odejdzie.

Wyszarpali w końcówce

W środę w niesamowicie kontrowersyjnych okolicznościach Jagiellonia przegrała na Legii – tracąc gola po wątpliwym rzucie karnym w ósmej minucie doliczonego czasu gry. W sobotę w samej końcówce z kolei wyszarpała zwycięstwo z Wisłą Kraków. Najpierw w 85. minucie wyrównał Patryk Tuszyński, a trzy minuty przed końcem zwycięską bramkę – i to przewrotką – zdobył Jan Pawłowski. Tym samym ekipa Michała Probierza wciąż ma szanse na zdobycie mistrzostwa.

Z kolei coraz mniej szans na utrzymanie ma Zawisza Bydgoszcz. Zespół Mariusza Rumaka, który zaliczył niesamowity start po przerwie zimowej i wygrywał mecz za meczem, znowu się potknął. Zwycięstwo nad Górnikiem Łęczna, które oznaczałoby, że Zawisza ucieknie ze strefy spadkowej, wymknęło się pięć minut przed końcem meczu. W zamieszaniu podbramkowym obrońcy tylko się przyglądali, jak Velijko Nikitović z najbliższej odległości pakuje piłkę do bramki. W następnej kolejce Zawisza jedzie do Bełchatowa.

Reklama
Reklama

34. kolejka

Zawisza Bydgoszcz - Górnik Łęczna 1:1 (1:0)

Bramki – dla Zawiszy: Alvarinho (14); dla Górnika: V. Nikitović (85). Żółte kartki: S. Ziajka, J. Barisić, S. Kamiński (Zawisza); J. Prieto (Górnik).

Cracovia - Korona Kielce 1:1 (1:1)

Bramki – dla Cracovii: D. Rakels (16-karny); dla Korony: K. Sylwestrzak (21). Żółte kartki: M. Covilo, D. Zjawiński (Cracovia); K. Sylwestrzak (Korona). Sędziował Marcin Borski (Warszawa). Widzów 6 137.

Śląsk Wrocław - Górnik Zabrze 1:1 (0:0)

Bramki – dla Śląska: M. Paixao (49); dla Górnika: B. Iwan (89). Żółte kartki: P. Zieliński, M. Machaj (Śląsk). Sędziował Krzysztof Jakubik (Siedlce). Widzów: 5 875.

Reklama
Reklama

Pogoń Szczecin - Legia Warszawa 0:1 (0:0)

Bramka: O. Sa (76). Żółte kartki: S. Rudol (Pogoń); M. Masłowski, Ł. Broź, O. Sa (Legia). Sędziował Jarosław Przybył (Kluczbork). Widzów 8 158.

Jagiellonia Białystok - Wisła Kraków 2:1 (0:1)

Bramki – dla Jagiellonii: P. Tuszyński (87), J. Pawłowski (89); dla Wisły: M. Jankowski (42). Żółta kartka: M. Pazdan (Jagiellonia). Sędziował Tomasz Kwiatkowski (Warszawa). Widzów: 16 553.

Piast Gliwice - Podbeskidzie Bielsko-Biała 2:1 (1:0)

Reklama
Reklama

Bramki – dla Piasta: Hebert (44), K. Vassiljev (76); dla Podbeskidzia: I. Cisse (90+3). Żółte kartki: C. M. Embuena (Piast); B. Konieczny, R. Demjan (Podbeskidzie). Sędziował Daniel Stefański (Bydgoszcz). Widzów 4 171.

Lechia Gdańsk – Lech Poznań 1:2 (0:1)

Bramki – dla Lechii: S. Vranjes (90+2-karny); dla Lecha: K. Hamalainen (30); S. Pawłowski (74). Żółte kartki: K. Friesenbichler, S. Mila (Lechia); Z. Sadajew, Douglas (Lech). Czerwona kartka: D. Formella (90+2, Lech). Sędziował Szymon Marciniak (Płock). Widzów 23 921.

Ruch Chorzów – PGE GKS Bełchatów, mecz dziś (18.00, Canal+ Sport 2).

Piłka nożna
FIFA The Best. Ewa Pajor, Robert Lewandowski i Wojciech Szczęsny bez nagród
Piłka nożna
Zinedine Zidane bliżej powrotu na trenerską ławkę. Jest ustne porozumienie
Piłka nożna
Przy Łazienkowskiej czekają na zbawcę. Legia kończy rok na dnie, niechlubny rekord pobity
Piłka nożna
Kacper Potulski. Strzelił gola Bayernowi, może wkrótce sprawdzi go Jan Urban
Piłka nożna
Czego Lech, Raków i Jagiellonia potrzebują do awansu w Lidze Konferencji?
Materiał Promocyjny
Lojalność, która naprawdę się opłaca. Skorzystaj z Circle K extra
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama