Korespondencja z Rzymu
Antonino Pulvirenti, prezes sycylijskiej Catanii, jest z wykształcenia księgowym i ma smykałkę do interesów. Był właścicielem tanich linii lotniczych, posiada supermarkety i hotele. Dziewięć lat temu wybrano go na przedsiębiorcę roku na Sycylii. Catanię grającą w Serie B kupił w 2004 roku od Luciano Gaucciego, który przed włoskim wymiarem sprawiedliwości schronił się w Dominikanie (wrócił do Włoch w 2009 r., gdy objęła go amnestia).
Dwa lata później klub awansował do Serie A, gdzie grał przez osiem sezonów pod okiem trenerów o wielkich nazwiskach, jak: Sinisa Mihailović, Vincenzo Montella, Walter Zenga, Diego Simeone. Jednak w ubiegłym sezonie Catania spadła do Serie B, a na wiosnę w oczy zajrzało klubowi widmo spadku do III ligi. W marcu prezes zaczął otrzymywać anonimowe pogróżki od kibiców. Zgłosił sprawę na policję i to go zgubiło.
Policja bowiem zaczęła podsłuchiwać rozmowy telefoniczne prezesa i innych działaczy. W ten sposób wyszło na jaw, że w kwietniu i maju prezes i jego totumfaccy przekupywali piłkarzy rywali. Dzięki temu wygrali cztery mecze z rzędu, potem piąty i uratowali się przed spadkiem.
Prasa cytuje ujawnioną przez policję treść rozmów telefonicznych. Działacze Catanii korumpowali po kilku graczy przeciwnika, płacąc im od 10 do 15 tysięcy euro za przegrany mecz. W rozmowach telefonicznych między sobą mówili: „Mam pociąg o czwartej i trzydziestej trzeciej", co oznaczało, że udało się skorumpować graczy z numerami 3 i 33 na plecach. Środowa „Gazzetta dello Sport" w związku z tym wyszła z tytułem na pierwszej stronie: „Calcio wpadło pod pociąg". Co więcej, prezes i jego ludzie, żeby sobie zrekompensować wydatki, zakładali się o wyniki kupionych spotkań w internecie poprzez znajomego bukmachera.
Porażająco brzmią triumfalne słowa prezesa Pulivirentiego w rozmowie z dyrektorem sportowym Daniele Delli Carri: „Nasi piłkarze są za głupi i za słabi, żeby się utrzymać, więc my musieliśmy przystąpić do gry. Niech żyje sport!". A potem: „Już pojąłem, o co chodzi w Serie B. W nowym sezonie skończymy na pierwszym miejscu!".
To znaczy, że bezpośrednie zaplecze Serie A, klasa średnia włoskiej piłki, pogrążona jest w totalnej korupcji i wszystko jest tam na sprzedaż, a kibice oglądają lepiej lub gorzej zorganizowaną farsę. Naturalnie szef Serie B twierdzi, że afera spadła na niego jak grom z jasnego nieba. Prezes włoskiego związku futbolowego Carlo Tavecchio też przysięga, że o niczym nie miał pojęcia, i zapowiada, że gdy dojdzie do procesów sądowych, związek wystąpi w nich jako strona poszkodowana. Tymczasem się okazuje, że władze piłkarskie totalnie zlekceważyły doniesienia stowarzyszenia bukmacherów Federbet o anomaliach, dziwnych zakładach i jeszcze dziwniejszych wynikach kupionych przez prezesa Catanii meczów.