Karty w Horsens rozdawał tor. Siedem pierwszych biegów wygrali zawodnicy startujący spod krawężnika. Ogólnie, w fazie zasadniczej, takich biegów było 13, a zaledwie dwa razy żużlowcy jadący w czerwonym kasku kończyli bieg bez punktu - raz startujący z dziką kartą Michael Jepsen Jensen, drugi - fatalny debiutant w cyklu Grand Prix, Brytyjczyk Craig Cook.
Na tak przygotowanym torze Polacy mieli sporego pecha - trzech z nich startowało trzykrotnie z zewnętrznych pól, a tylko najsłabszy z biało-czerwonych Przemysław Pawlicki dwukrotnie jechał w niebieskim kasku. Ale szansy tej nie wykorzystał, znów popełniając błędy na trasie i tracąc punkty na dystansie. Ostatecznie finiszował dopiero trzynasty.
Przy problemach sprzętowych Patryka Dudka i słabej formie zeszłorocznego triumfatora z Horsens Macieja Janowskiego, polscy kibice trzymali kciuki przede wszystkim za Bartosza Zmarzlika. Gorzowianin wszedł do półfinału, gdzie mierzył się - jadąc spod bandy - z Amerykaninem Gregiem Hancockiem, Duńczykiem Nickim Pedersenem i Rosjaninem Artiomem Łagutą. Zmarzlik jechał trzeci, na drugim okrążeniu próbował wcisnąć się pod Duńczyka, który wykorzystał kontakt i upadł na tor. Choć - jak relacjonowali reporterzy Canal+ - "cały parking trzymał stronę Zmarzlika", to sędzia wykluczył Polaka z powtórki. Drugiej szansy Pedersen nie wykorzystał - znów jechał drugi, ale na trasie dał się wyprzedzić Łagucie. Rosjanin atakował Duńczyka wyjątkowo ostrożnie, by Pedersen znów się czasem nie przewrócił. Wygrał znakomity w sobotę Hancock.
Z drugiego, a chronologicznie wcześniejszego, półfinału do decydującego wyścigu awansowali Brytyjczyk Tai Woffinden i broniący tytułu mistrza świata Australijczyk Jason Doyle (jadący - jakże by inaczej - z wewnętrznych pól). Ten drugi z finału sam się szybko wyrzucił - czołgał się przed taśmą startową, otrzymał drugie "ostrzeżenie" i został wykluczony. W powtórce ruszający spod krawężnika Woffinden błyskawicznie wystrzelił i spokojnie dowiózł do mety swoje drugie w tym sezonie zwycięstwo (poprzednio wygrał na inaugurację cyklu - w Warszawie). Samemu oszukał się Hancock - choć wybierał pole startowe jako drugi, nie zdecydował się na miejsce drugie od krawężnika, tylko wybrał start spod bandy. W efekcie dojechał do mety dopiero trzeci, bo nie był w stanie na pierwszym łuku założyć się na Artioma Łagutę, który do półfinałów wszedł z... ósmego, ostatniego kwalifikującego się miejsca.
Zdecydowana wygrana i słaby występ Szweda Fredrika Lindgrena pozwoliły Woffindenowi na objęcie prowadzenia w klasyfikacji generalnej. Brytyjczyk ma teraz aż 10 punktów przewagi nad Lindgrenem i kolejne 5 nad Rosjaninem Emilem Sajfutdinowem. Najlepszy z Polaków Patryk Dudek jest szósty.