Turniej w Daugavpils stał pod znakiem kolein i kurzu. Organizatorzy w przerwach między seriami w ogóle nie zajmowali się torem, nie równając go ani polewając wodą. W efekcie pod koniec turnieju zawodnicy jeździli w tumanach kurzu niczym w Rajdzie Dakar, a nie na żużlu.
Drugą konsekwencją braku kosmetyki toru były groźne koleiny, które tworzyły się na wewnętrznych obu łuków. Jazda po wewnętrznej była bardzo ryzykowna i zawodnicy mogą mówić o dużym szczęściu, że skończyło się tylko na jednym koszmarnym wypadku.
Ten miał miejsce w 17. biegu. Wychodzącemu na prowadzeniu z pierwszego łuku Macieja Janowskiego podniosło motocykl, po upadającym Polaku przejechał Matej Zagar, a o leżący motor Janowskiego zahaczył jeszcze Bartosz Zmarzlik. Choć wszyscy w końcu wstali z toru, to Janowski został z powtórki wykluczony, a Zmarzlik wprawdzie w niej wystartował, ale z powodu bólu nie był w stanie dojechać do mety. W efekcie jako jedyny z biało-czerwonych nie zameldował się w półfinałach.
Pozostali Polacy na suchym jak pieprz torze skorzystali. Po fazie zasadniczej w pierwszej czwórce oprócz nich znalazł się tylko Rosjanin Emil Sajfutdinow. Do półfinałów nie awansowali za to ani lider cyklu Grand Prix Szwed Fredrik Lindgren (tylko 5 punktów), ani trzeci w łącznej klasyfikacji Słowak Martin Vaculik (8 punktów).
W półfinałach najpierw spod taśmy wystrzelił Piotr Pawlicki, a Taiowi Woffindenowi nie dał się doścignąć Maciej Janowski. W drugim podejściu równie atomowy start co Pawlicki miał Patryk Dudek i już było wiadomo, że na podium będziemy mieli co najmniej dwóch polaków. Czwartym rywalem w finale był Australijczyk Jason Doyle, który wykorzystał zakopanie się w kurzu Emila Sajfutdinowa i przyjechał za Dudkiem.