Zespół trenera Marka Cieślaka zmierzy się z Wielką Brytanią i Szwecją, które wygrały na własnych torach półfinały, oraz najlepszym zespołem z piątkowego barażu. Ten również zostanie rozegrany w Lesznie, pojadą w nim Australia, Rosja, USA i Łotwa.
Faworytami do uzupełnienia finałowej stawki są Australijczycy, ewentualnie nieobliczalni Rosjanie. Dla Łotwy już sam awans do barażu jest ogromnym sukcesem – drużyna Nikołaja Kokina w półfinale rozegranym w Vastervik wyprzedziła Duńczyków dowodzonych przez legendarnego Hansa Nielsena, co jest największą sensacją ostatnich lat w drużynowym żużlu. Team USA, złożony z amatorów, będzie się cieszył z każdego wyścigu, w którym jego zawodnik nie przyjedzie na końcu stawki.
W Lesznie zabraknie wielu gwiazd. W barwach Wielkiej Brytanii nie jeździ skłócony z federacją Tai Woffinden. W drużynie USA nie ma Grega Hancocka. Kontuzjowany jest trzykrotny indywidualny mistrz świata, Duńczyk Nicki Pedersen, podobnie jak Australijczyk Jason Doyle, lider klasyfikacji Grand Prix, choć są jeszcze nadzieje, że on jednak wystartuje.
Na tym tle reprezentacja Polski wygląda imponująco. W sobotę z orzełkiem na plastronie pojedzie czterech uczestników Grand Prix: Patryk Dudek, Maciej Janowski, Piotr Pawlicki i Bartosz Zmarzlik.
– Jesteśmy faworytem. Nie ma sensu być fałszywie skromnym – mówi prezes PZMot Andrzej Witkowski. – Nie boję się o moich zawodników. Oni w lidze też jeżdżą pod olbrzymią presją, nie wiem nawet, czy nie większą niż w reprezentacji – wtóruje mu trener Cieślak.