Te trzy sekundy, które dzieliły pana od tytułu, to dużo czy mało?
Bardzo mało. Chociaż kiedyś w mistrzostwach Europy zająłem drugie miejsce w Rajdzie Rzymu, po trzech dniach rywalizacji tracąc do zwycięzcy Francuza Bryana Bouffiera 0,3 sekundy. Bywało też tak, że wygrywaliśmy rajdy z pięciosekundową przewagą. Teraz, niestety, się nie udało (triumfował Francuz Yohan Rossel – przyp. red.). Ale trzeba pamiętać, że na mistrzostwo pracuje się przez cały rok. I to był bardzo dobry czas dla całego mojego zespołu LOTOS Rally Team. Wiadomo, że pewien niedosyt jest, ale to także motywacja do dalszej walki.
Warto wspomnieć o Macieju Szczepaniaku, który w klasyfikacji pilotów zdobył tytuł mistrzowski...
To największy sukces w jego karierze. Cieszę się, że mogłem dołożyć do tego cegiełkę. Jego konkurent (pilot Rossela – przyp. red.) nie jechał ostatnich rund, więc Maciek był pewien tytułu przed ostatnim rajdem. Z boku może to wyglądać trochę dziwnie, że pilot zdobywa mistrzostwo, a kierowca nie, ale taki jest regulamin. Niby jesteśmy zespołem, ale punkty zdobywamy osobno.
W swojej biografii jazdę bez pilota porównał pan do jazdy w nocy bez świateł...