Do faworytów, oprócz czwórki Polaków stale uczestniczących w cyklu Grand Prix, należeli jeszcze Janusz Kołodziej z Unii Leszno, reprezentant miejscowej Stali Gorzów Przemysław Pawlicki oraz utytułowany Jarosław Hampel. W większości te typy się potwierdziły. W pierwszej szóstce - z której dwóch najlepszych zawodników awansowało do finału bezpośrednio, a czterech kolejnych do barażu - nie zameldowali się tylko Piotr Pawlicki i Maciej Janowski, obaj jeżdżący w Indywidualnych Mistrzostw Świata.
Piotr Pawlicki zaczął zawody bardzo słabo, od trzech trzecich miejsc. Wygrana w czwartej gonitwie dawała mu jeszcze cień szansy na awans do barażu, ale w ostatnim wyścigu ponownie dowiózł do mety tylko jeden punkt i ostatecznie zameldował się dopiero na dziewiątym miejscu.
Znacznie lepiej zaczął trzeci w klasyfikacji Grand Prix Maciej Janowski. Po dwóch seriach miał pięć punktów. W trzech kolejnych zdobył jednak tylko dwa „oczka”, w klasyfikacji generalnej plasując się tuż przed Piotrem Pawlickim.
Baraż, do którego zawodnicy podjeżdżali trzy razy (dwukrotnie na torze leżeli Bartosz Zmarzlik i Janusz Kołodziej), wygrał ten, na którego stawiało najmniej – rewelacyjny Szymon Woźniak ze Sparty Wrocław. Na dystansie pięknym atakiem po zewnętrznej na drugie miejsce przed Janusza Kołodzieja przedarł się Patryk Dudek i to on, oprócz Woźniaka, dołączył do grona finalistów.
W finale kibice zobaczyli więc trzy „armaty” i outsidera, który sezon w swoim klubie, Sparcie Wrocław, zaczynał jako rezerwowy, nie łapiący się do ligowego składu. I to właśnie niedoceniany Woźniak znakomicie, płynnie wystartował z drugiego pola startowego, obronił się przed atakami Przemysława Pawlickiego i ze łzami szczęścia w oczach dojechał do mety na pierwszej pozycji. Gdy kilkanaście minut po wygranej udzielał telewizyjnego wywiadu, wciąż łamał mu się głos.