Taką informację podała w niedzielę „Gazeta Pomorska", a później inne media zajmujące się żużlem. To dobra i zła wiadomość, bo z jednej strony BSI przez dwa lata nie będzie miało interesu, by angażować się w rozwój cyklu, ale z drugiej strony bez presji czasu Discovery może przygotować nowe pomysły.
Faktycznym organizatorem zawodów z cyklu Grand Prix będzie toruńska firma One Sport, znana dotąd przede wszystkim z mistrzostw Europy. A będzie co naprawiać, bo BSI przez dwie dekady najpierw rozbudziła apetyty, a później zaczęła zwijać żużel na świecie.
Lista zarzutów pod adresem brytyjskiej firmy jest długa. Zaczęła działać, gdy cykl Grand Prix raczkował, potrafiła zorganizować turnieje na wielkich stadionach w Sztokholmie, Berlinie, Kopenhadze, Gelsenkirchen, Sydney, a nawet w słynnej hali w Hamar, pamiętanej z zimowych igrzysk olimpijskich w Lillehammer (1994). Rozmach szedł w parze z popularnością żużla, także wśród osób niekoniecznie na co dzień interesujących się tą dyscypliną.
A później wszystko się posypało. BSI zaczęło wycofywać turnieje z wielkich stadionów, tak że obecnie sztuczne tory buduje się tylko w Warszawie na PGE Narodowym oraz w Cardiff. Szwedzkie Grand Prix z 50-tysięcznej Friends Areny przeniesiono do Hallstavik, które nawet nie jest miastem. W Danii zawody przeniesiono z ponad 30-tysięcznego stadionu Parken w Kopenhadze najpierw na trzy razy mniejszy obiekt w Horsens, a potem do malutkiej miejscowości Vojens – zasłużonej dla żużla, ale szerzej zupełnie niekojarzonej.
BSI przez lata mamiło ekspansją żużla na nowe kraje. Mówiło się o jednej z rund w Baku albo nawet w krajach arabskich. Nic z tego nie wyszło i dziś następcy Brytyjczyków muszą zająć się nie rozwojem cyklu, ale próbą utrzymania obecnego stanu posiadania.