W eliminacjach w Berlinie nie zaliczył ani jednej próby. - Wygrał ze mną stres - przyznał kapitan polskiej reprezentacji, dla którego było to prawdopodobnie pożegnanie z mistrzostwami Europy - pisze Onet.pl
Dziewięć lat temu został pan w Berlinie wicemistrzem świat w rzucie dyskiem. Tym razem jednak stolica Niemiec okazała się nieszczęśliwa dla pana. Widać, że jest pan bardzo rozczarowany.
Piotr Małachowski: Jest rozczarowanie, ale nie ma się czemu dziwić. Miałem dwa bardzo dobre próbne rzuty. Dysk leciał ponad 65 metrów. Po nich pomyślałem, że to jest takie proste. Rzucałem lekko. Byłem fajnie poukładany. Po nich niestety zeszło ze mnie napięcie i chęć rywalizacji. Pojawił się stres. Nie wytrzymała po prostu głowa.
Po każdym rzucie pokazywał pan do siedzącego na trybunach Tomasza Majewskiego, wiceprezesa PZLA, który jest pana przyjacielem, taki ruch, z którego wynikało, że jest pan spięty.
- Kompletnie nie czułem dysku. Wydawało mi się, że on "chodzi" bardzo blisko mojego ciała. To pokazało, że stres ze mną wygrał. Może przyda się taki kubeł zimnej wody i zaraz wszystko będzie inaczej.
Trochę to dziwne, że stres zjada tak doświadczonego zawodnika.
- Tak jednak jest. Byłem w formie i mam nadzieję, że jeszcze to gdzieś pokażę. Mam w planie jeszcze kilka startów. Niestety ten najważniejszy się nie udał. Stało się. Trudno. Trzeba wziąć się do pracy, bo mam jeszcze marzenia do spełnienia.
Niedawno rzucił pan w mistrzostwach Polski prawie 66 metrów. To napawało optymizmem.
- Na treningach rzucałem powyżej 65 metrów. Wydawało się, że wszystko jest w porządku. Jestem też zdrowy i nic mi nie dolega. Stać mnie było na rzucanie w okolicach 66 metrów. Nie ma się co tłumaczyć.
Do tej pory w juniorskich, młodzieżowych i seniorskich imprezach zawsze był pan w finale.
- To prawda. W swojej karierze tylko raz zaliczyłem jeszcze "zerówkę". To było na Diamentowej Lidze w Oslo.
Dla pana to było pożegnanie z mistrzostwami Europy. Tak zapowiadał pan kilka dni temu. Może teraz, po tak słabym występie, zmieni pan jednak zdanie.
- Nie. Chcę spełnić swoje marzenie i zdobyć medal na igrzyskach olimpijskich w Tokio. To jest dla mnie najważniejsza impreza w najbliższych latach. Raczej nie wystąpię w kolejnych mistrzostwach Europy w 2022 roku. Kończy się pewien etap. Przychodzą młodzi zawodnicy, którzy zaczynają daleko rzucać.
Pewnie wielki żal pojawi się w finale rzutu dyskiem, kiedy zamiast w kole zasiądzie pan na trybunach.
- Na pewno. Sport jednak jest brutalny. Może, skoro teraz przegrałem, to w przyszłości będę miał jeszcze większą wolę walki. Może będzie całkiem inaczej.
Wielcy mistrzowie ronią czasem łzę?
- Jestem bardzo zły. Nie chciałbym mówić zatem bardzo brzydko do siebie. Gdybym był nieprzygotowany, to powiedziałbym to od razu, ale ja byłem gotowy na naprawdę fajny wynik.
W Berlinie - notował Tomasz Kalemba, Onet Sport