Bieg na nietypowym dystansie 2000 m miał niezła obsadę, mistrzyni olimpijska na 800 m wygrała pewnie w czasie 5.39,19 min. przed dwiema Etiopkami Hawi Feysą i Adanech Anbesą.
Długość biegu miała znaczenie – nowe reguły Międzynarodowego Stowarzyszenia Federacji Lekkoatletycznych (IAAF) nakazują osobom z hiperandrogenizmem obniżanie poziomu testosteronu przed startami na dystansach od 400 m do 1 mili.
Caster Semenya pokazała zatem, że może, niezależnie od rozstrzygnięć prawnych, nadal startować i wygrywać, porzucając dystans 800 m, na którym osiągała największe sukcesy.
– Jestem utalentowanym sportowcem, nie martwię się przyszłością. Mogę startować gdzie zechcę. To może być 100 m, 200 m, skok w dal, siedmiobój, cokolwiek powiecie. Nawet jeślibym musiała wycofać się ze startów na 800 m, nie będzie to miało wielkiego znaczenia. Myślę, że mogę wygrywać w każdej konkurencji. Nie jestem idiotką, po co miałabym brać doping? Jestem czystym sportowcem, nie jestem oszustką. Działacze IAAF powinni skoncentrować się na walce z prawdziwym dopingiem, nie z osobami takimi jak ja – mówiła dziennikarzom po biegu w Paryżu.
Dwukrotna mistrzyni olimpijska i trzykrotna mistrzyni świata złożyła apelację do szwajcarskiego Federalnego Sądu Najwyższego (SFT) po przegraniu miesiąc temu sprawy w Trybunale Arbitrażowym ds Sportu (CAS). Wymagany przez IAAF nakaz redukcji poziomu testosteronu został w minionym tygodniu tymczasowo zawieszony przez SFT, ale IAAF twierdzi, że będzie dążyć do „szybkiego odwrócenia" tej decyzji. Najbliższy termin to 25 czerwca, do tej daty IAAF musi odpowiedzieć sądowi w sprawie Semenyi.