Minęło prawie pięć lat od wybuchu skandalu korupcyjnego, którego główną postacią jest 86-letni dziś Lamine Diack, senegalski polityk, jeszcze niedawno potężna postać światowego sportu. Były szef Międzynarodowej Federacji Lekkoatletycznej (IAAF) od 1999 do 2015 roku, wciąż członek MKOl (choć w zawieszeniu) staje przed Trybunałem Karnym w Paryżu z zarzutami aktywnej i biernej korupcji, licznych nadużyć finansowych oraz zorganizowanego prania pieniędzy.
Do procesu doprowadziła trójka sędziów pod kierownictwem Renauda Van Ruymbeke, który ma ogromne doświadczenie w sprawach korupcyjnych na szczytach polityki i biznesu.
Lamine Diack ze swą świtą mieli zorganizować program dopingowej ochrony lekkoatletów Rosji. Finansowa „współpraca" szefa IAAF z władzami rosyjskiej lekkoatletyki miała wymiar co najmniej 3,45 mln euro – tyle według śledczych zarobili, tuszując rosyjski instytucjonalny doping w latach 2011–2015.
Podczas procesu ma zostać ujawnione, jak w 2011 roku, niedługo przed igrzyskami w Londynie, ważni działacze IAAF dostali listę 23 rosyjskich lekkoatletów przyłapanych na dopingu. Byli wśród nich przyszli medaliści olimpijscy, np. chodziarz Siergiej Kirdiapkin (złoto na 50 km), chodziarka Olga Kaniskina (srebro na 20 km) oraz maratonka Lilija Szobuchowa (m.in. trzykrotna zwyciężczyni maratonu w Chicago). Diack i jego wspólnicy celowo opóźnili procedury ich karania, aby umożliwić im startu w londyńskich igrzyskach i w lekkoatletycznych mistrzostwach świata w Moskwie (2013).
Jak głosi akt oskarżenia: „Rosja, nie chcąc narażać na szwank swojej reputacji, zgodziła się płacić działaczom IAAF rodzaj kontrybucji, pod warunkiem że podejrzani sportowcy nie stracą prawa startu".