Dwukrotna mistrzyni olimpijska zniknęła z radarów w połowie ubiegłego roku, kiedy objęły ją reguły World Athletics nakazujące biegaczkom z zaburzeniami rozwoju płciowego terapię redukującą poziom testosteronu we krwi do 5 nanomoli na litr i utrzymywanie go przez minimum sześć miesięcy przed startem. Wytyczne te dotyczą rywalizacji na dystansach od 400 m do jednej mili.
Semenyi zabrakło już na mistrzostwach świata w Dausze (2019), gdzie miała bronić tytułu na 800 m. Z tego samego powodu nie wystartowały tam również dwie inne medalistki igrzysk olimpijskich w Rio (2016): Francine Niyonsaba z Burundi i Margaret Wambui z Kenii. Ich nieobecność wykorzystały Halimah Nakaayi (Uganda) oraz Raevyn Rogers i Ajee Wilson (obie z USA).
Semenya boje o swoje prawa toczy od lat. Już po zdobyciu przez nią pierwszego mistrzostwa świata (2009)władze Międzynarodowej Federacji Lekkoatletycznej (IAAF), zaskoczone postępami młodej zawodniczki, postanowiły zweryfikować jej płeć. Wyników testów nigdy nie opublikowano, kibicom pozostały tylko domysły i plotki. Najpopularniejsza głosiła, że u Semenyi zamiast macicy wykryto jądra wewnętrzne.
Efektem zamieszania było wprowadzenie przez IAAF regulacji dotyczących lekkoatletek wykazujących cechy hiperandrogenizmu. Górny limit testosteronu pozwalający biegaczce na rywalizację w kategorii kobiet określono na 10 nm/l. Semenya poddała się terapii, która zrujnowała jej wyniki. Nie uzyskała minimum na MŚ w 2013 roku, dwa lata później podczas MŚ w Pekinie zakończyła półfinał na ostatnim miejscu. Pokonała ją m.in. Polka Angelika Cichocka. – Miała wyniki na poziomie juniorki, wygrywałam z nią w każdym biegu – mówi o słynnej rywalce nasza zawodniczka.
Kontrowersyjne przepisy zawieszono w 2015 roku, kiedy do Trybunału Arbitrażowego ds. Sportu w Lozannie (CAS) zaskarżyła je Hinduska Dutee Chand. Semenya wróciła do rywalizacji i zdobyła w Rio (2016) olimpijskie złoto. – Zawodniczki, które stanęły na podium, to trochę inna liga. Czuję się srebrną medalistką – żaliła się piąta na mecie Joanna Jóźwik.