Jak się panu żyje w świecie Mondo Duplantisa?
To dla mnie żadna nowość, bo wcześniej żyłem w świecie Renauda Lavilleniego, kiedy on pobił rekord świata. Duplantis spełnia swoje marzenia, ale przed nami kolejne ważne imprezy i na tym się skupiam. Żyję, aby rywalizować. Jeśli ktoś interesuje się sportem tylko po to, żeby oglądać rekordy świata, to popełnia duży błąd. W skoku o tyczce mnóstwo się dzieje, fantastyczną walkę o złoto mieliśmy chociażby na ostatnich mistrzostwach świata. A przed nami jeszcze więcej, każdy start jest inny. Teraz na zawodach Mondo będzie zapowiadany jako rekordzista, a ja jako mistrz świata. To niesamowite.Postęp, jaki zrobił Duplantis w tak krótkim czasie, jest oszałamiający. Nikt temu nie zaprzeczy i nikt mu tego nie odbierze. Teraz na każdych zawodach, w których wystąpi, będzie musiał sprostać standardom, jakie sam ustanowił. Nie wiem, czy uniesie taką presję. Świat na pewno musi zrozumieć jedno: konkurs, w którym nie poprawi rekordu, nie będzie jego porażką.
Renaud Lavillenie poznał Duplantisa jako 14-latka, podczas zawodów w Reno. Pan pamięta, kiedy pierwszy raz zobaczył Szweda na rozbiegu?
Nie pamiętam naszego spotkania, wiele razy rywalizowałem za to z jego starszym bratem Andreasem.
Często pan przegrywał?
Częściej niż z Mondo! Andreas był naprawdę świetny, w szkole średniej został mistrzem kraju. To właśnie od niego uczyłem się skakania o tyczce, był moim wzorem.
Stać pana na to, żeby skakać równie wysoko, jak Mondo, i atakować rekord świata?
Każdy rekord ma swój czas, istnieje tylko przez moment. Nigdy nie wiadomo, jak będzie sobie z nim radziła kolejna generacja zawodników. Sam biłem rekordy Ameryki i jestem z nich dumny. Zrealizowałem w życiu wiele celów: zdobywałem medale mistrzostw świata, stałem na podium igrzysk olimpijskich. Może kiedyś będzie mi dane zaatakować rekord, ale jeśli nie, wcale się nie załamię. Żyję niesamowitym życiem, skaczę wysoko w różnych miejscach na świecie, poznaję fantastycznych ludzi. A w młodości nigdy nie byłem najlepszym sportowcem, nie należałem do gwiazd drużyny. Dzięki temu dziś nie mam problemu z tym, że rekordzistą świata jest ktoś inny.
„Nigdy nie byłem najlepszy” – często pan to powtarza.