Jak się panu żyje w świecie Mondo Duplantisa?
To dla mnie żadna nowość, bo wcześniej żyłem w świecie Renauda Lavilleniego, kiedy on pobił rekord świata. Duplantis spełnia swoje marzenia, ale przed nami kolejne ważne imprezy i na tym się skupiam. Żyję, aby rywalizować. Jeśli ktoś interesuje się sportem tylko po to, żeby oglądać rekordy świata, to popełnia duży błąd. W skoku o tyczce mnóstwo się dzieje, fantastyczną walkę o złoto mieliśmy chociażby na ostatnich mistrzostwach świata. A przed nami jeszcze więcej, każdy start jest inny. Teraz na zawodach Mondo będzie zapowiadany jako rekordzista, a ja jako mistrz świata. To niesamowite.Postęp, jaki zrobił Duplantis w tak krótkim czasie, jest oszałamiający. Nikt temu nie zaprzeczy i nikt mu tego nie odbierze. Teraz na każdych zawodach, w których wystąpi, będzie musiał sprostać standardom, jakie sam ustanowił. Nie wiem, czy uniesie taką presję. Świat na pewno musi zrozumieć jedno: konkurs, w którym nie poprawi rekordu, nie będzie jego porażką.
Renaud Lavillenie poznał Duplantisa jako 14-latka, podczas zawodów w Reno. Pan pamięta, kiedy pierwszy raz zobaczył Szweda na rozbiegu?