– Sytuacja jest dramatyczna – mówi „Rz” jeden z członków władz związku.
– Według różnych wersji PZLA ma od 1,3 do 2 mln zł deficytu wynikającego przede wszystkim ze zbyt dużych wydatków na pensje działaczy. A cały budżet to kilkanaście milionów, więc można mówić o finansowym kryzysie. I to wszystko w roku olimpijskim, gdy każdy szczegół przygotowań jest ważny – dodaje jeden z menedżerów współpracujących z PZLA.
Prezes związku Irena Szewińska nie odbierała wczoraj telefonów. Pogłoski o złej sytuacji związku w środowisku lekkoatletycznym słychać było od dłuższego czasu. Do dymisji w związku z tą sprawą podała się sekretarz generalna Jadwiga Ślawska-Szalewicz.
– Podała się, ale nie wiemy, czy rezygnuje z działalności w związku. Jeśli pani sekretarz nie przyjdzie na posiedzenie zarządu (zbiera się dziś – red.), to uznamy, że rezygnuje. Ktoś przecież musi być odpowiedzialny za to, co się stało – mówi „Rz” Jerzy Sudoł, wiceprezes związku odpowiedzialny za szkolenie. Uspokaja również, że plan przygotowań olimpijskich nie jest w żaden sposób zagrożony. – Braki w kasie nie dotyczą wydatków na sportowców, tylko na obsługę biura. Ale ja odpowiadam za szkolenie, a nie za to, czy ktoś z pracowników dostanie dwunastą czy trzynastą pensję – mówi Sudoł.
Budżet PZLA to według Sudoła 18 – 20 mln zł, z czego 12 daje Ministerstwo Sportu. Związek dostaje też m.in. dofinansowanie z IAAF. Sponsor strategiczny PZLA, firma Samsung, według naszych informacji płaci rocznie nie więcej niż kilkaset tysięcy złotych.