Pierwszego dnia festiwalu już po zmroku rozpoczyna się bieg, w którym liczą się nie tylko umiejętności sportowe, sokoli wzrok, zmysł taktyczny, ale i odpowiedni sprzęt. Bez latarek na niezbyt długiej (7 km), lecz wymagającej, zróżnicowanej trasie z podbiegiem w kierunku Tylicza, nawrotem i zbiegiem na krynicki deptak obejść się nie sposób.
Pokonać ją próbują wszyscy. W tym roku na starcie stanęło 150 śmiałków. Najmłodszy uczestnik miał 13 lat, najstarsza uczestniczka – 72. Wygrali bracia Wronowscy. Rafał, rocznik 1986, by dotrzeć na metę, potrzebował niecałych 25 minut. Kilkadziesiąt sekund za nim dotarł 13 lat młodszy Albert.
– Lubię biegać w nocy. Trochę kropiło, ale mnie to nie przeszkadza. Szczególnie się nie przygotowywałem, po prostu systematycznie trenuję – opowiadał zwycięzca, a jego brat nie ukrywał, że pandemia utrudniała treningi. – Startowałem tu pierwszy raz, ale za rok też przyjadę. Trasa jest bardzo ciekawa, podbieg daje w nogi – stwierdził pan Albert.
Trasę i organizację chwaliła także najszybsza z kobiet Marcelina Gaborek (czas poniżej 29 minut). – Jestem tu drugi raz, ale w nocnej siódemce debiutowałam. Mimo covidowych obostrzeń udało się zachować atmosferę festiwalu. Nie ma się do czego przyczepić – przyznała pani Marcelina.