Rzeczpospolita: Jakie to uczucie być pierwszym Polakiem na mecie?
Dariusz Nożyński: Oczywiście cieszę się, ale nie ma co się łudzić: zdaję sobie sprawę, że gdyby startowała tu polska czołówka, to byłbym gdzieś w tyle. Dlatego staram się nie patrzeć na miejsca, tylko na czasy. Pobiłem o około 30 sekund swój rekord życiowy (2:25.13) i to jest powód do radości.
Były w niedzielę warunki, by poprawiać rekordy?
Bardzo kręta trasa nie sprzyjała uzyskiwaniu dobrych wyników. Dodatkowo na prostych odcinkach, biegnąc pod wiatr, musieliśmy mocno zwalniać. Nie udało mi się utrzymać przez cały dystans odpowiedniego tempa, stąd czas powyżej 2:25. Szczerze mówiąc, liczyłem na trochę lepszy, ale nie miał kto prowadzić biegu. Do 35 km biegłem razem z Bartoszem Olszewskim, ale zobaczyłem, że nie daje rady, i się oderwałem.
Poczuł pan ulgę, gdy ujrzał na horyzoncie stadion?