Do pani pierwszego startu jeszcze niemal dwa tygodnie. Załóżmy, że może pani sprawić, by bieg odbył się już jutro. Decyduje się pani?
Karolina Kołeczek: Czekam na igrzyska niecierpliwie, tym bardziej że to będzie mój olimpijski debiut. Wyczekiwanie nie jest łatwe, ale gdybym obudziła się rano i ktoś powiadomiłby mnie, że startuję już dziś, to wolałabym, żeby to był tylko sen. Chcę jeszcze trochę poćwiczyć, przygotować się fizycznie, ale i mentalnie. Dlatego jeśli mam wybierać, to daję sobie jeszcze kilka dni zapasu.
O nominacji na igrzyska dowiedziała się pani w ostatniej chwili.
– Rzeczywiście. Atmosfera oczekiwania na decyzję związku była dość napięta. Denerwowałam się, że moje nazwisko nie znajdzie się na liście, zwłaszcza że tym roku nie biegałam poniżej 13 sekund, co było olimpijskim minimum. Tym bardziej cieszę się, że jadę do Rio. Szkoda, że nie będzie ze mną trenera Andrzeja Mirka. W Brazylii będzie się nami opiekował Paweł Rączka, trener Damiana Czykiera. Staram się za dużo o tym nie myśleć i skupiać na pracy.
W tym sezonie jest pani w słabszej formie. Jakie są tego powody?