Rozmowa z Karoliną Kołeczek. "Z amuletem do finału"

Młodzieżowa wicemistrzyni Europy w biegu przez płotki Karolina Kołeczek jedzie na IO, choć nie uzyskała wymaganego minimum

Aktualizacja: 03.08.2016 11:49 Publikacja: 03.08.2016 11:40

Rozmowa z Karoliną Kołeczek. "Z amuletem do finału"

Foto: Facebook

Do pani pierwszego startu jeszcze niemal dwa tygodnie. Załóżmy, że może pani sprawić, by bieg odbył się już jutro. Decyduje się pani?

Karolina Kołeczek: Czekam na igrzyska niecierpliwie, tym bardziej że to będzie mój olimpijski debiut. Wyczekiwanie nie jest łatwe, ale gdybym obudziła się rano i ktoś powiadomiłby mnie, że startuję już dziś, to wolałabym, żeby to był tylko sen. Chcę jeszcze trochę poćwiczyć, przygotować się fizycznie, ale i mentalnie. Dlatego jeśli mam wybierać, to daję sobie jeszcze kilka dni zapasu. 

O nominacji na igrzyska dowiedziała się pani w ostatniej chwili.

– Rzeczywiście. Atmosfera oczekiwania na decyzję związku była dość napięta. Denerwowałam się, że moje nazwisko nie znajdzie się na liście, zwłaszcza że tym roku nie biegałam poniżej 13 sekund, co było olimpijskim minimum. Tym bardziej cieszę się, że jadę do Rio. Szkoda, że nie będzie ze mną trenera Andrzeja Mirka. W Brazylii będzie się nami opiekował Paweł Rączka, trener Damiana Czykiera. Staram się za dużo o tym nie myśleć i skupiać na pracy. 

W tym sezonie jest pani w słabszej formie. Jakie są tego powody?

– Okres przygotowawczy do sezonu był naprawdę ciężki, na początku brakowało świeżości. Zaczęła się też pogoń za minimum, które musiałam osiągnąć w pięć startów. W poprzednim sezonie miałyśmy na to czas do sierpnia. Teraz musiałam szybko osiągnąć wysoką formę, a było wręcz przeciwnie, długo nie potrafiłam się rozkręcić. Dopiero w Finlandii, na mityngu w Turku poczułam, że forma rośnie. Miałam pecha, bo dwa razy zahaczyłam płotek, a i tak osiągnęłam czas 13.09. Myślę, że gdybym pobiegła bez błędów, osiągnęłabym rekord życiowy. Ostatnią szansą na minimum był start na mistrzostwach Europy, ale z takim ciężarem emocjonalnym biega się trudno. W życiu bym się nie spodziewała, że nie uda mi się osiągnąć minimum. Muszę wyciągnąć z tego lekcję. Może na drugi raz wcześniej odpuszczę najcięższe treningi, by szybciej złapać formę startową. 

Co będzie dla pani sukcesem w Brazylii?

– Myślę o finale, ale w tym roku nie zawsze biegałam tak dobrze, jakbym tego chciała. Dlatego ogromnym osiągnięciem będzie sam awans do półfinału. To mój plan minimum. A za cztery lata w Tokio, kto wie, może powalczę o medal. 

Bilet do Rio dostała pani na kredyt…

– Można tak powiedzieć, choć pracowałam na niego przez ostatnie dwa lata i myślę, że zasłużyłam na nominację. W zeszłym sezonie regularnie biegałam poniżej 13 sekund. 

W tym roku nie udało się pani przekroczyć tej granicy. Jak szybko trzeba będzie pobiec w Brazylii?

– Myślę, że 12,7 sek. da awans do finału. 

Stać panią na taki wynik?

– Trudne pytanie, na które nie znam dziś odpowiedzi. Będę zadowolona, jeśli wrócę do Polski z rekordem życiowym. A co taki wynik pozwoli mi osiągnąć w Brazylii, to zobaczymy. Ostatnie dni przed wylotem spędziłam na treningach w Spale, biegałam tu rekordy życiowe. To mnie podbudowuje i pozwala wierzyć w dobry wynik na igrzyskach. 

Ma pani rytuał przed startem?

– Tak. Zawsze sprawdzam dwa razy, czy wzięłam kolce, numerki, napój, jakiś pobudzacz. Mam też swój amulet, który noszę na nadgarstku. Przynosi mi szczęście, ale jest tajny i na razie nie zdradzę, co to.

Lekkoatletyka
Ewa Swoboda zgubiła radość. „Nic mnie nie cieszy, biegania już nie kocham”
Lekkoatletyka
Orlen Cup. Jakub Szymański pobił rekord Polski i poczuł się mocarzem
Lekkoatletyka
Być jak Grant Holloway. Polski płotkarz Jakub Szymański najszybszy na świecie
Lekkoatletyka
Orlen Cup nadzieją na rekordy. Polacy dużo chcą, ale niczego nie obiecują
Lekkoatletyka
Lekkoatletyczny gwiazdozbiór już w sobotę w Łodzi. Czas na ORLEN Cup 2025!