Uciekające złoto

Mistrzostwa Świata: 21,91 m nie wystarczyło, by Tomasz Majewski pokonał Amerykanina Christiana Cantwella. Polski mistrz olimpijski został wicemistrzem świata

Publikacja: 15.08.2009 22:30

MŚ w Berlinie. Po finale

MŚ w Berlinie. Po finale

Foto: AFP

[b][link=http://www.rp.pl/artykul/2,349542.html]Przeczytaj rozmowę z Majewskim, który mówi: Tak jestem rozczarowany. Mogłem pchnąć 22 metry[/link][/b]

Konkurs kulomiotów rozpoczął się, gdy słońce chowało się już za koronę stadionu, a panna Linet Chepkwemoi Masai z Kenii właśnie zdążyła zwyciężyć biegaczki z Etiopii w biegu na 10 000 m. O biegaczkach, mimo pasjonującego finiszu, pamiętać było trudno, bo pierwszy na liście startowej Christian Cantwell posłał kulę na odległość 21,54 m. Akcja rozpoczęła się od trzęsienia ziemi. Wszystkie rachuby, że to Polak zaskoczy konkurencję można było odłożyć na inny czas. Po pierwszej próbie była druga, też niezła: Reese Hoffa, jak zawsze wysmarowany magnezją od obojczyka do potylicy – 21,02.

Majewski był piąty w kolejce, ale dostał jeszcze parę minut na skupienie, bo trzeba było wręczyć medale chodziarzom na 20 km. Kiedyś przejmowalibyśmy się tą konkurencją, teraz trzeba było tylko wstać i wysłuchać hymnu dla Walerego Borczina. Polski rzut po rosyjskim hymnie – 21,36, Majewski ledwie wytrzymał siłę swego wymachu, ale za koło nie wyleciał. Za chwilę Adam Nelson – 21,11. Nikomu z wielkiej czwórki nie zadrżała ręka. Reszta patrzyła i podziwiała.

[srodtytul]Kontra i rekontra[/srodtytul]

Druga kolejka i nic, wszyscy Amerykanie gorzej, Polak też, ale jego kula znów była za linią 21 metrów. Następna seria podobna, ale napięcie na polskich krzesłach wzrosło, bo Nelson spalił rzut w granicach 21,50, a Niemiec Ralf Bartels o jeden centymetr wyprzedził naszego mistrza olimpijskiego. Stadion krzyknął, jak tylko niemiecki stadion krzyknąć potrafi. Połowa konkursu mignęła jak Bolt na setkę, czterech odpadło, została ósemka z Majewskim na trzecim miejscu.

Czekaliśmy na ten wielki rzut do czwartej kolejki, potężne pchnięcie, znów sporo ekwilibrystyki, by nie wypaść z koła, szybkie spojrzenie na sędzinę, biała flaga w górze i jest – 21,68, dwanaście centymetrów przed Cantwellem. Amerykanin robi dobrą minę, ale poprawić się nie może. Wydawało się, że piąta, jeszcze lepsza próba dobije rywali – 21,91, parę centymetrów mniej od rekordu kraju, prawie czterdzieści przed głównym rywalem. Sport jednak kocha suspens. Christian Cantwell odpowiedział znakomicie – 22,03. Jak w brydżu – kontra i udana rekontra. To był jeden z piękniejszych finałów pchnięcia kulą w historii mistrzostw świata, ale trudno było nam uwierzyć, że złoto uciekło tak nagle.

[srodtytul]Dekoracja w niedzielę[/srodtytul]

W ostatniej serii Niemcy czekali na próbę Hoffy, jak zobaczyli, że mistrz z Osaki nie pchnął dalej od ich rodaka zajęli się swoją radością z powodu brązu, a nam zostały próby Amerykanina i Polaka. Wierzyć, nie wierzyć w kolejną odmianę? Lider chodził w granatowym dresie zły jak niedźwiedź w klatce. Wicelider też nie mógł znaleźć sobie miejsca, krążył, oddychał głęboko, ocierał pot z czoła. Ostatni rzut Majewskiego niczego już nie zmienił, kula nie poleciała tak daleko, jak popychały ją polskie myśli. Jest srebro, jest rewanż Cantwella za Pekin. Tomasz Majewski był wściekły, wyrzucił tę złość z siebie podczas spotkania z dziennikarzami, zaklął parę razy okrutnie, nie pomogło. Czuł to złoto na szyi po piątek kolejce, miał moc, by nawet w szóstej zmienić kolejność na podium i ustanowić nowy rekord kraju. Nie wyszło tak pięknie, choć przecież po latach ten srebrny medal przypomni wspaniałe emocje.

Na Stadion Olimpijski Polak jeszcze wróci. Medal był w sobotę, dekorację wyznaczono w niedzielę o 18.25.

[srodtytul]Fiflak Ziółkowskiego [/srodtytul]

Pierwszy dzień mistrzostw przyniósł także awanse Szymona Ziółkowskiego do finału rzutu młotem i Katarzyny Kowalskiej do finału biegu na 3000 m z przeszkodami. Mistrz olimpijski z Sydney i mistrz świata z Edmonton po raz pierwszy w ważnej imprezie przeszedł eliminacje jednym rzutem. Wszedł do koła, zakręcił mocno, ale niezbyt zgrabnie (jak sam mówił: wyszedł mi fiflak), lecz młot doleciał do żółtej taśmy wyznaczającej linię awansu (77,50 m) i nawet ją przekroczył o 39 cm.

– To przypadek! – twierdził Ziółkowski, ale radość biła z niego mocno. Dziewczynie z IAAF zbierającej opinie tuż po starcie dodał, że zbiera się by rzucić ponad 80 m, a taki wynik wedle jego oceny oznacza medal. Finał męskiego rzutu młotem w poniedziałek o 18.05.

Katarzyna Kowalska, chluba Włocławka, to mistrzyni Polski w konkurencji, w której mieliśmy kiedyś rekordzistkę świata Justynę Bąk. Pani Kasia pobiegła w eliminacjach bardzo odważnie, tak odważnie, że poprawiła rekord życiowy o ponad 7 sekund i jeszcze starczyło jej sił na finisz – czwarte miejsce dawało awans bez zwracania uwagi na czas, bo rekord pani Justyny wciąż jest trochę lepszy od rekordu pani Kasi. W finale (poniedziałek, 20.30) marzy jej się ósme miejsce, powód każdy zna – ministerialne stypendium.

Do grona finalistek dołączyły też Monika Pyrek i Anna Rogowska. Łatwo im nie poszło, bo trzeba było skoczyć 4,55. Jelena Isinbajewa obudziła się na ten jeden skok i poszła do szatni, więc wiele o jej formie powiedzieć się nie da. Polki walczyły od 4.40, więcej prób potrzebowała Pyrek, ale więcej strachu było z Rogowską, bo parę dni temu podczas ostatniego treningu w Leverkusen skręciła prawą kostkę i przez dwa dni wydawało się, że z mistrzostw nic nie będzie. Kostka jednak przestaje boleć i pani Ania zaczyna się uśmiechać.

[srodtytul]Sztuka hamowania [/srodtytul]

Spod Bramy Brandenburskiej, gdzie walczono o pierwsze medale mistrzostw w chodzie na 20 km, nie przyszły dobre wieści. Następców Roberta Korzeniowskiego na razie nie ma – Artur Brzozowski był 26., Jakub Jelonek 38. Odpadła w trójskoku Małgorzata Trybańska, odpadł Dariusz Kuć w ćwierćfinałach biegu na 100 m. Jednak jego małe marzenie się spełniło, biegł w jednej serii z Usainem Boltem, dzieliły ich dwa tory i 0,35 sekundy.

W kwestii najważniejszego sprintu na tych mistrzostwach żadnych rozstrzygnięć jeszcze nie ma. Bolt, Gay i Powell dzięki sprytnym sędziom nie biegali jeszcze obok siebie, dwie rundy eliminacji w ich wykonaniu to była przede wszystkim sztuka hamowania przed metą tak, by nic się nie zmęczyć, ale awansować. Najbliżej ideału był w pierwszym biegu Asafa Powell, który tak mocno nacisnął hamulec, że od odpadnięcia dzieliły go 2 setne sekundy. Po południu w ćwierćfinałach było już nieco poważniej. Poniżej 10 s dystans przebiegli jednak tylko Powell i Gay. Usain „Błyskawica” Bolt znów oszczędzał nogi, więc przynajmniej Dariusz Kuć nie stracił z widoku jego numeru na żółtej koszulce: 656.

[i] Krzysztof Rawa z Berlina [/i]

[ramka] [b] Wyniki pchnięcia kulą mężczyzn:[/b]

1. Christian Cantwell (USA) 22,03 najlepszy w tym roku wynik na świecie

2. Tomasz Majewski (Polsja) 21,91

3. Ralf Bartels (Niemcy) 21,37 rekord życiowy

4. Reese Hoffa (USA) 21,28

5. Adam Nelson (USA) 21,11

6. Paweł Lyżyn (Białoruś) 20,98

7. Andriej Michniewicz (Biełoruś) 20,74

8. Miroslav Vodovnik (Słowenia) 20,50[/ramka]

Lekkoatletyka
Być jak Grant Holloway. Polski płotkarz Jakub Szymański najszybszy na świecie
Lekkoatletyka
Orlen Cup nadzieją na rekordy. Polacy dużo chcą, ale niczego nie obiecują
Lekkoatletyka
Lekkoatletyczny gwiazdozbiór już w sobotę w Łodzi. Czas na ORLEN Cup 2025!
Lekkoatletyka
Copernicus Cup. Gwiazdy wystąpią w Toruniu
Lekkoatletyka
Orlen Cup. Natalia Bukowiecka zmienia dystans, zmierzy się z Ewą Swobodą