Pierwsze odczucia po zdobyciu mistrzostwa świata?
Piotr Małachowski: Udało się, ale jestem bardzo zmęczony. Po konkursie w eliminacjach byłem zły, teraz przeważa zmęczenie. Ogromne. Naprawdę. Głowa chciała rzucać po drugiej kolejce, ale ciało mówiło co innego. Jak wstawałem do rzutu, to jakbym zrobił ciężki trening.
Co tak męczy w konkursie?
Nie mam pojęcia. Po prostu dałem z siebie wszystko w pierwszym i drugim rzucie, później nie dałem już rady. Nogi proste, jakbym uczył się dopiero rzucać. Całe szczęście dałem radę.
Zwycięstwo drużynowe, we dwóch, ma lepszy smak?
To jest coś pięknego. Wiedziałem, że Robert jest mocny i, że ja jestem mocny. Po eliminacjach, gdy ubyło paru groźnych rywali, wiedziałem, że jest taka szansa. Dobrze, że Robert się odblokował, tak jak ja po eliminacjach. Oczywiście młody Szwed, albo Kanter mogli mu zagrozić, ale szczęście było po naszej stronie.
Czy dobry rzut Belga nie wzbudził pana obaw?
Nie, Milanov poprawił rekord kraju, po takim rekordzie ciśnienie schodzi, ciężko się zebrać.
Taktyka była jak zawsze – mocno od pierwszego rzutu?
Zawsze tak robię. Po spojrzeniu na listę startową, na której byłem drugi, mówiłem sobie – super. Byłoby jeszcze lepiej, gdybym rzucił 67 metrów od razu, a 65 m w drugiej próbie, wtedy konkurs byłby jeszcze lepiej ustawiony.