Sześć lat minęło szybko, a festiwalowe bieganie w zasadzie w jednej kwestii się nie zmienia – główne nagrody zgarnia drużyna Kenii. Drużyna, gdyż biegacze z Afryki zgrupowani przez swego menedżera w europejskich bazach od lat jeżdżą na start w kilkuosobowych zespołach, dzielą biegi wedle uznania i tak zarabiają na swym talencie szlifowanym kiedyś na bezdrożach rodzimych płaskowyżów w okolicach Eldoret lub Iten.
W tym roku też przyjechali – trzech panów, dwie panie. Opatuleni w ciepłe kurtki chodzili po deptaku, chętnie zgadzali się na zdjęcia z tubylcami, uśmiechali się nieśmiało, dziennikarzom powtarzali, że Krynica jest piękna, pogoda wspaniała, trasy znakomite, nawet polskie jedzenie im pasowało.
Gdy przychodziło do pracy – przeważnie wygrywali. Wygląda na to, że głównym specjalistą od górskich biegów w Krynicy jest wśród nich Joel Maina Mwangi. Wygrał Koral Maraton w zeszłym roku, wygrał w tym. Dodał piątkowe zwycięstwo w biegu na 15 km i sobotnie drugie miejsce w Życiowej Dziesiątce za kolegą Mosesem Masai Komonem. Masai Komon wygrał jeszcze półmaraton, zatem tam, gdzie w grę wchodziły nagrody finansowe, wygrać z zawodowcami z Kenii – prawie niemożliwe.
Bartosz z Warszawy
Maratończycy wyruszyli na trudną trasę rankiem o 8.30, gdy na krynickim deptaku nie świeciło piękne słońce, było nawet nieco mglisto i całkiem rześko – wielu startujących wspominało z optymizmem, że w takich warunkach może będą rekordy życiowe. Dwa decydujące podbiegi zmieniły pogląd większości w tej sprawie, ale za to pogoda na mecie dla kibiców była wymarzona – bezchmurne niebo.
Bartosz Olszewski był naprawdę blisko rywali z Afryki. – Zawsze uważałem, że ci Kenijczycy startujący w Polsce nie są poza naszym zasięgiem. Naprawdę da się ich pokonać – przekonywał zdobywca drugiego miejsca w Koral Maratonie. – Może gdybym był w optymalnej formie i lepiej rozłożył siły, toby się udało już dziś. Zabrakło 20 sekund, ale muszę przyznać, że nie spodziewałem się aż tak dobrego rezultatu. Zwłaszcza że trzy tygodnie temu wygrałem maraton w Rejkiawiku, a pod koniec września czeka mnie jeszcze start w 37. PZU Maratonie Warszawskim.