Autorzy przekonują, że dieta roślinna i bieganie mogą iść w parze. Sprawdzili to na własnych organizmach – pisząc książkę, regularnie biegali w ultramaratonach, mierząc się z dystansami powyżej stu kilometrów. O swoim udziale w jednym z nich – stumilowym biegu górskim w Chorwacji – piszą szczegółowo w końcowej części książki. Wcześniej odpowiadają m.in. na pytania: jak zacząć, gdzie robić zakupy, w jakim tempie wprowadzać zmiany, oraz publikują przepisy na potrawy, które odkryli podczas swoich podróży.
Grzanki z masłem migdałowym, powidłami i świeżymi owocami, pieczona dynia z rozmarynem, kotlety z kaszy gryczanej i buraków... Każde danie zostało zweryfikowane przez dietetyka.
Skąd pomysł na połączenie biegania i weganizmu?
Violetta Domaradzka: Mój weganizm spowodowała niezgoda na przemysłową hodowlę zwierząt (chociaż pochodzę ze wsi i zawieszona na haku świnia nie jest dla mnie niczym nowym). Kiedy rok po rezygnacji z produktów zwierzęcych zaczęłam biegać, wiedziałam, że niezależnie od wyników sportowych wytrwam przy tej decyzji. W praktyce okazało się, że dieta roślinna jest korzystna dla mojego organizmu. Pierwszy maraton pobiegłam po dwóch miesiącach, a pierwszą setkę – po roku biegania.
Robert Zakrzewski: W moim przypadku było odwrotnie: wywodzę się ze sportu, przez osiem lat uprawiałem wyczynowo lekkoatletykę, później zacząłem biegać i przez cały ten czas byłem na klasycznej diecie. Miałem jednak inklinacje do „eksperymentów zdrowotnych" – i to jest mój powód. Poczułem bardzo wyraźną zmianę, zwłaszcza dzień po zakończeniu ultramaratonu – przedtem ledwo chodziłem, dziś jestem w stanie dalej biegać. Rok po moim wegańskim debiucie pobiegliśmy wspólnie sto mil na Istrii.