Pod koniec meczu trener Igor Milicić wziął przerwę na żądanie i krzyczał, że teraz chce zobaczyć na parkiecie wojowników, bo wydawało się, że jego zawodnikom zaczyna brakować sił. Zespół z Włocławka długo prowadził, przewaga mistrzów Polski wynosiła nawet 10 punktów, ale rywale systematycznie zmniejszali straty. Na koniec trzeciej części meczu przewaga Anwilu wynosiła już ledwie cztery punkty, a w czwartej kwarcie zespół z Włocławka dał się dopędzić, a nawet przegonić rywalom. Anwil nie potrafił sobie poradzić z akcjami Keitha Hornsby'ego, rzutami za trzy punkty (m.in. Aleksandra Perki i Karola Gruszeckiego), czy dobrymi podaniami Kyle'a Weavera.

Zwycięstwo, które wydawało się na wyciągnięcie ręki, zaczęło się wymykać. Świetna gra w ataku, popisy Shawna Jonesa i Chrisa Dowea', mogły nie wystarczyć. Trzeba było dołożyć coś ekstra w obronie. I właśnie w końcówce, kiedy było tego potrzeba, dobra obrona Anwilu powodowała kolejne straty koszykarzy Polskiego Cukru Toruń, a Dowe zablokował rzut Hornsby'ego. Tego już koszykarze Polskiego Cukru nie byli w stanie odrobić. Zabrakło czasu, a może i sił po ciężkiej, sobotniej walce w półfinale ze Stelmetem Zielona Góra.
Po końcowej syrenie trener Igor Milicić odwrócił się w stronę kibiców z Włocławka, uniósł ręce w geście triumfu i głośno krzyknął. Za chwilę mógł odetchnąć i wyściskać się z prezesem Arkadiuszem Lewandowskim. Ostatnie tygodnie nie były dla niego łatwe. Anwil nie wyszedł z grupy w rozgrywkach Ligi Mistrzów, a z klubu odszedł Tony Wroten, który miał być największą gwiazdą, a przez swoje humory okazał się wielkim obciążeniem. We Włocławku dlugo czekano na ten sukces, poprzednio Puchar Polski udało się zdobyć 13 lat temu. Teraz kibice liczą, że do jednego trofeum uda się dołożyć drugie, czyli kolejne mistrzostwo Polski.

Anwil Włocławek - Polski Cukier Toruń 103:96 (28:28, 26:19, 21:24, 28:25)