Mają najwięcej zwycięstw w NBA (33 i tylko 8 porażek) i zajmują w niej drugie miejsce za liderami Konferencji Wschodniej Cleveland Cavaliers (31-7), a przed LA Lakers (31-8).
– Wszystko układa się jak w bajce. Gram w najlepszym zespole, u boku najlepszego koszykarza w NBA i wygrywamy mecz za meczem. Wierzę, że zdobędziemy w tym sezonie mistrzostwo – powiedział „Rz” w Los Angeles Marcin Gortat, który grał przez osiem minut, zdobył dwa punkty i miał jedną zbiórkę. Przeciwko Denver Polak przebywał na parkiecie 11 minut, miał pięć zbiórek, nie trafił dwóch wolnych.
W dziesięć minut po zakończeniu spotkania, które zasmuciło 20-tysięczną publiczność w Staples Center, a zarazem oficjalnie wprowadziło Orlando Magic na szczyty NBA, jedyny Polak w tej lidze siedział uśmiechnięty obok głównego parkietu, mając zawieszony na szyi szalik reprezentacji Polski. – Zawsze wierny tym barwom – pokazał wymownie, budząc powszechną ciekawość przechadzających się w pobliżu łowców autografów. – Nic nie rozumiem z tego, co mówicie, ale najważniejsze dla mnie jest to, że Marcin gra dobrze w koszykówkę – zażartował stojący obok Guy Zucker, agent Gortata, który ostatnio odebrał więcej telefonów propozycjami dla swojego klienta niż kiedykolwiek wcześniej.
Dla Magic to był mecz z gatunku, który w NBA określa się mianem „statement game”. To spotkanie, który decyduje o tym, która drużyna zyskuje miano elitarnej, trafia do grona ścisłych faworytów ligi. To demonstracja prawdziwej siły i wartości zespołu. Magic zdali ten egzamin, pokonując lidera konferencji Zachodniej na jego parkiecie, głównie dzięki znakomitej grze Dwighta Howarda (25 punktów, 20 zbiórek) oraz celnym rzutom z dystansu Jameera Nelsona (28 pkt, 50 proc skuteczności z gry) w kluczowych momentach. Howard tak bezlitośnie ogrywał pod koszem młodego Andrew Bynuma (tylko 3 zbiórki!), że szkoleniowiec Lakers później na konferencji rozłożył bezradnie ręce i stwierdził: „To jest po prostu bez sensu…”
- Cieszymy się, że udało nam się pokonać Lakers po raz drugi w tym sezonie i zarazem udowodnić wielu osobom, że jesteśmy już drużyną zdolną do walki o mistrzostwo NBA. Wielu zawodników pokazało się z dobrej strony. Potwierdziliśmy, że na chwilę obecną mamy już bardzo groźny zespół – powiedział szczęśliwy Gortat, który podczas ostatniej wizyty w tej hali, na początku grudnia (przeciwko Clippers) siedział przez 48 minut na ławce rezerwowych. - Po raz pierwszy grałem w Staples Center i muszę przyznać, że jest to niesamowite przeżycie – wyjść przed taką publicznością i taką drużyną – mówi „Rz” reprezentant Polski. - Na pewno nie było żadnej tremy, straciłem ją we wcześniejszych meczach. Szkoda tylko, że nie zaprezentowałem się lepiej. W sumie zagrałem bezbarwne spotkanie. Szybko złapane trzy faule – uważam zresztą, że niesprawiedliwe – nie pozwoliły mi spędzić na parkiecie więcej czasu. Gortat może żałować, że nie pokazał więcej, bo Lakers są jednym z zespołów, które rozważają ściągnięcie Polaka na przyszły sezon. Niedawno generalny menedżer Mitch Kupchak powiedział „Rz”, że interesuje się Gortatem.