Reklama
Rozwiń

Orlando z Gortatem lepsze od mistrzów

NBA – II runda Play-off. Po zwycięstwie 95:90 z Celtics na wyjeździe zespół Magic odebrał obrońcom tytułu przewagę własnego parkietu. W środę w nocy drugi mecz w Bostonie

Aktualizacja: 05.05.2009 21:18 Publikacja: 05.05.2009 21:16

Marcin Gortat grał cztery minuty i 38 sekund w drugiej kwarcie. Zdobył w tym czasie cztery punkty (1/1 z gry, 2/2 z wolnych) i miał zbiórkę w obronie.

Polski środkowy, zmieniający lidera Orlando Dwighta Howarda, który wrócił do gry po jednomeczowym zawieszeniu, zrobił wszystko, co do niego należało. Sfaulowany przy próbie rzutu przez Stephona Marbury'ego, trafił obydwa wolne, dając zespołowi prowadzenie 30:28, którego Magic już nie oddali. Chwilę potem, po asyście Hedo Turkoglu, podwyższył spod kosza na 36:30.

Schodził z boiska przy prowadzeniu Magic 39:32.

Wydawało się, że Gortat jeszcze wróci na parkiet, gdyż Orlando po świetnej grze w siedmiu kolejnych minutach powiększyło przewagę do stanu 65:37. Przy tak wysokim prowadzeniu trenerzy zwykle dają dłużej pograć rezerwowym. Stan Van Gundy tego nie uczynił, a za chwilę było już za późno, gdyż Celtics rozpoczęli niesamowity pościg.

Mistrzowie z Bostonu znani są z umiejętności odrabiania strat, tak jak Magic z szybkiego tracenia przewagi. W czwartym meczu ubiegłorocznego finału Celtics przegrywali z Los Angeles Lakers już 24 punktami, a jednak wygrali to spotkanie. Teraz wzmocnili obronę, trafili kilka rzutów z dystansu, na co Orlando odpowiedziało chaotyczną grą, zbyt szybkimi rzutami i błędami rozgrywających zamiast spokojem i dogrywaniem pod kosz do Howarda.

Na 6 sekund przed końcem meczu, po rzucie za trzy punkty Paula Pierce'a, było tylko 93:90 dla gości. O ich zwycięstwie, dającym przewagę własnego parkietu, przesądziły wolne J.J. Redicka.

Najwięcej punktów dla Magic zdobyli Rashard Lewis – 18, Mickael Pietrus – 17 (rekord w play -off) i Howard – 16 (także 22 zbiórki), a dla Celtics Pierce – 24 i Rajon Rondo – 14 (10 zbiórek, 8 asyst).

Zwycięstwem gości zakończył się także pierwszy półfinałowy mecz w Konferencji Zachodniej. Los Angeles Lakers (nr 1) ulegli 92:100 Houston Rockets (nr 5), nie znajdując odpowiedzi na akcje chińskiego środkowego Yao Minga (28 pkt, 10 zb.). W nocy ze środy na czwartek drugie mecze tych drużyn w Bostonie (transmisja w Orange Sport o 2) i Los Angeles.

Marcin Gortat grał cztery minuty i 38 sekund w drugiej kwarcie. Zdobył w tym czasie cztery punkty (1/1 z gry, 2/2 z wolnych) i miał zbiórkę w obronie.

Polski środkowy, zmieniający lidera Orlando Dwighta Howarda, który wrócił do gry po jednomeczowym zawieszeniu, zrobił wszystko, co do niego należało. Sfaulowany przy próbie rzutu przez Stephona Marbury'ego, trafił obydwa wolne, dając zespołowi prowadzenie 30:28, którego Magic już nie oddali. Chwilę potem, po asyście Hedo Turkoglu, podwyższył spod kosza na 36:30.

Koszykówka
Warszawa na taki sukces czekała ponad pół wieku. Koszykarze Legii wyszli z cienia piłkarzy
Materiał Promocyjny
25 lat działań na rzecz zrównoważonego rozwoju
Koszykówka
Shai Gilgeous-Alexander bohaterem sezonu NBA. Czy jesteśmy świadkami narodzin nowego Jordana?
Koszykówka
Poznaliśmy mistrza NBA. Oklahoma City Thunder sięga po tytuł
Koszykówka
Finały NBA. Zaczęło się od trzęsienia ziemi
Koszykówka
Polski skaut Los Angeles Lakers: Nie mogę nikogo przegapić