Zespół Orlando stracił swą szansę w szóstym finałowym meczu Konferencji Wschodniej, przegrywając na wyjeździe z Celtics 84:96.
To była powtórka z trzech pierwszych spotkań z Bostonem, które Magic przegrali, będąc zespołem bez wyrazu, energii i pomysłu na dobrze zorganizowaną obronę rywali.
Po dwóch kolejnych zwycięstwach, które dawały szanse wyrównania rywalizacji, w decydującym spotkaniu magia Orlando przestała działać. W grze zabrakło agresji i ducha zespołowości.
Indywidualne akcje Dwighta Howarda (28 pkt, 12 zb.), Vince’a Cartera (17 pkt) i Jameera Nelsona (11) na nic się zdały, zwłaszcza że ten ostatni zawiódł jako rozgrywający. Trafił tylko 5 z 14 rzutów z gry, miał więcej strat (pięć) niż asyst (cztery). Marcin Gortat grał 10 minut, wykorzystał jeden z dwóch wolnych i miał dwie zbiórki.
Magic zostali w tym meczu pobici własną bronią. Jeden z zespołów najlepiej rzucających za trzy punkty trafił tylko sześć z 22 rzutów z dystansu, podczas gdy Celtics dziesięć na 22. Najlepszy w zwycięskim zespole Paul Pierce zdobył 31 pkt (4/5 za trzy, 9/10 z wolnych) i miał 13 zbiórek. Prawdziwy lider. Takiego brakuje w Orlando.