Jak się pan czuje, wracając do reprezentacji po trzech latach przerwy?
Fajnie jest wrócić. Koledzy mnie pamiętali i choć kilka nowych twarzy jest, to czuć w zespole dobrą chemię. Minęły trzy lata, a mam wrażenie, jakby to było dziesięć. Pamiętam mój pierwszy mecz w seniorskiej reprezentacji. Przeżyłem pewien szok, bo nie byłem przecież wtedy w NBA ani nawet w college’u. Teraz jest naprawdę dobrze. Jest w drużynie pozytywna energia.
Koledzy pana pamiętali, a pan ich?
Kojarzę i pamiętam niemal wszystkie twarze oraz nazwiska, choć niektóre są trudne w wymowie. Zapadło mi to pierwsze zgrupowanie w pamięci, bo do dziś mam w głowie wspomnienie, kiedy patrzyłem na kolegów i mówiłem sobie, że też chciałbym kiedyś grać w Europie oraz być na topie.
Czytaj więcej
Jeremy Sochan pomoże reprezentacji Polski w turnieju kwalifikacyjnym do igrzysk olimpijskich, a wcześniej weźmie udział w dwóch meczach towarzyskich, które odbędą się w naszym kraju. Koszykarzowi NBA będzie towarzyszyły ośmioosobowy sztab.
Dziś niektórzy patrzą tak na pana?
Nigdy nie myślałem w ten sposób, choć wiem, że jestem w NBA. To najlepsza liga, o której marzy każdy dzieciak. Pozostaję jednak normalnym człowiekiem, który chce grać dla swojego kraju, a inni kadrowicze to po prostu moi kumple z drużyny.
Musi się pan przestawić z koszykówki amerykańskiej na europejską. To duże wyzwanie?
Zasady są inne, bo już podczas treningu chciałem prosić o timeout, a nie mogłem. Kiedyś grałem w Europie, a teraz muszę sobie przypomnieć, jak to się robi. Największym wyzwaniem jest przestrzeń, której masz mniej. Czasu w NBA podczas akcji bywa nieco więcej.