Ściślej – nikt nie spodziewał się obecności w finale drużyny z Florydy. Jej podróż była imponująca, zwieńczona pokonaniem Boston Celtics po heroicznym, siedmiomeczowym boju. Heat prowadzili nawet 3:0, ale potem przegrali trzy kolejne spotkania. Rywale mogli jako pierwsi w historii odrobić taką stratę, ale zespół z Miami pozbawił ich złudzeń.
Heat już w pierwszej rundzie play-off pokazali, że będą groźni, pokonując najlepszych w Konferencji Wschodniej Milwaukee Bucks. Nie potrzebowali do tego siedmiu meczów, tylko zaledwie pięciu, a mówimy o drużynie, która w sezonie zasadniczym spisywała się co najwyżej przeciętnie, bo zakończyła rozgrywki z bilansem 44 zwycięstw oraz 38 porażek.
Czytaj więcej
W lidze NBA play-offy dopiero się rozpoczęły, a już kilka razy zatrzęsła się ziemia. LeBron James zrobił pierwszy krok w stronę piątego pierścienia za mistrzostwo.
Najkrótsza odpowiedź o tajemnicę sukcesu zawierałaby się w nazwisku lidera. Jimmy Butler bywa nazywany synem Michaela Jordana, bo kocha zwyciężać, nie boi się brać na siebie odpowiedzialności w kluczowych momentach i tak jak Jordan traktuje pewne sprawy osobiście.
Kiedy w meczach z Celtics Grant Williams miał mu coś do powiedzenia, Butler uśmiechnął się z politowaniem, a potem w kilku kolejnych akcjach sam zdobywał punkty, ogrywając rywala w akcjach jeden na jeden tak, jakby bawił się w koszykówkę uliczną.