W rozegranym w piątek nad ranem polskiego czasu szóstym meczu finałów Golden State Warriors byli zdecydowanie lepsi od Boston Celtics, a całą finałową rywalizację wygrali 4:2, zwyciężając w trzech ostatnich spotkaniach. Gdy wybrzmiała kończąca mecz syrena, zawodnicy drużyny z San Francisco rozpoczęli świętowanie. I tylko Stephen Curry nie krył łez, które pokazywały, jak dużo znaczy dla niego kolejny tytuł.
– Na początku nikt na nas nie stawiał – powtarzał chwilę później w telewizyjnym wywiadzie, bo rzeczywiście, przed sezonem Warriors nie byli faworytami. Kibice z Bostonu szybko opuścili halę, schowali się też smutni zawodnicy Celtics, drużyny o wielkich tradycjach, z 17 mistrzowskimi tytułami na koncie.
Steve Kerr jest tak samo mądrym trenerem Warriors, jak był mądrym koszykarzem Chicago Bulls
Nie powinni jednak przesadzać z tym smutkiem, awansowali do finałów, czego – podobnie zresztą jak w przypadku Warriors – mało kto się spodziewał, i są na dobrej drodze, by znaleźć się w decydującej rozgrywce także w najbliższej przyszłości.
Mają młody, utalentowany zespół, który już jest bardzo mocny, a może być jeszcze mocniejszy. Jayson Tatum, jego największy gwiazdor, rozczarował w finałach, ale znając jego podejście, można się spodziewać, że to zmotywuje go do jeszcze cięższej pracy. Ma 24 lata, wszystko przed nim.