Kiedy Mike Tylor w 2014 roku obejmował kadrę, kibice mieli świeżo w pamięci nieudane ME, na które Polska jechała z nadziejami na sukces (w składzie byli m.in. Marcin Gortat, Maciej Lampe i Michał Ignerski), a zajęła ostatnie miejsce w grupie.
Teraz przed wyjazdem jest ciszej, Polacy nie są faworytami, ale pokazali, że mogą być groźni dla najlepszych. Już dwa lata temu w ME polska drużyna rozgrywała świetne mecze przeciwko gwiazdorom z Francji i Hiszpanii, a teraz wydaje się silniejsza.
Taylor prowadzi kadrę już czwarty sezon, dawno w polskiej koszykówce coś takiego się nie zdarzyło. Na pierwszym zgrupowaniu, w 2014 roku, zawodnicy opowiadali o książce ze stu zagrywkami, teraz, kiedy schematy mają przećwiczone, widać na boisku zgranie.
W meczach towarzyskich Polska wygrała siedem razy (na 11 spotkań), pokonując solidne drużyny Niemiec czy Rosji i minimalnie przegrywając z faworytami ME Serbią oraz Litwą.
– Na pewno kontynuacja pracy zrobiła swoje. Nie ma zbyt wielu zespołów, które trenują ze sobą tak długo, pod wodzą jednego trenera – mówi „Rzeczpospolitej" Mateusz Ponitka, obrońca reprezentacji.