To ich pierwsza porażka po gładkich 4-0 z Charlotte Bobcats i Atlanta Hawks w dwóch pierwszych rundach play-off i 14 kolejnych zwycięstwach w lidze.
Gracze Orlando wyróżniający się w NBA pod względem skuteczności rzutów za trzy punkty, tym razem bardzo rzadko trafiali z dystansu (do przerwy 0/9, w całym meczu 5/22 wobec 6/14 Celtics).
Nie wytrzymali psychicznie stawki meczu, sparaliżowała ich obrona Celtics. W czwartej kwarcie, wygranej 30:18, wreszcie uspokoili nerwy i pokazali charakter, ale desperacka pogoń okazała się spóźniona.
Na tle słabo grającego lidera zespołu Dwighta Howarda (13 pkt, 12 zbiórek, 5 bloków w 40 minut, ale tylko 3/10 za dwa punkty) z dobrej strony pokazał się zmieniający go Marcin Gortat. Polak w 14 minut zdobył 6 punktów (drugi dorobek wśród rezerwowych Magic), miał 5 zbiórek i asystę. Gdy przebywał na parkiecie Orlando zdobyło 8 punktów więcej od Bostonu. To najwyższy dodatni wskaźnik w zespole.
Mecz rozpoczął się nie po myśli drużyny gospodarzy. Dwa niecelne rzuty Vince’a Cartera, a pod drugim koszem punkty Paula Pierca z dystansu i Kedricka Perkinsa z ponowienia, po tym jak Dwight Howard zablokował Raya Allena, dały graczom Celtics prowadzenie 5:0, które dodało im pewności siebie.