Po czterech kolejnych porażkach drużyna z Arizony wreszcie wygrała, unikając najdłuższej serii niepowodzeń w sezonie. Było to też ósme zwycięstwo z rzędu koszykarzy Phoenix nad Clippers przed własną publicznością.
Marcin Gortat czwarte kolejne spotkanie rozpoczynał w pierwszej piątce. Grał 32.45 minut, trafił cztery z ośmiu rzutów z gry i dwa z czterech wolnych, miał dwie zbiórki w ataku i dziewięć w obronie, dwa bloki, stratę i trzy faule. Uzyskał 21. double-double (dwucyfrowe statystyki w dwóch elementach gry) w sezonie, a 20. w barwach Suns.
Suns grali w tym spotkaniu bez Steve’a Nasha, który w poprzednim meczu z Clippers w Los Angeles, wygranym przez Suns 108:99, zdobył 23 punkty, miał 13 asyst i 7 zbiórek. Bez kanadyjskiego rozgrywającego, u którego stwierdzono objawy grypy, Polakowi trudniej było grać w ataku. W piątkowym meczu Nasha dość udanie zastąpili Aaron Brooks (12 pkt, 6 asyst) i Zabian Dowdell (14 pkt - najwięcej w sezonie, 5 as.), ale obydwaj nie potrafią tak współpracować z Gortatem jak lider klasyfikacji asyst w całej NBA. Nash nie zagrał po raz piąty w tym sezonie, ale pierwszy raz Suns wygrali bez niego w składzie.
Komentatorzy stacji Fox Sport Arizona podkreślali, że także Gortat, grający już bez opatrunku na złamanym niedawno nosie, niezbyt dobrze czuł się przed tym spotkaniem.
Przyczyną porażek Phoenix w czterech poprzednich meczach była fatalna gra w czwartej kwarcie. Ostatnie 12 minut tych spotkań Suns przegrywali średnio różnicą 11 punktów. Tym razem zachowali koncentrację przez całe spotkanie. Na początku ostatniej kwarty prowadzili już różnicą 25 punktów (98:73) i do końca kontrolowali wynik.