Jeszcze przed pierwszym podrzutem piłki przez sędziów czuć było ogromne emocje. Poprzednich sześć spotkań finału kończyło się dramatycznie, nie brakowało dramatycznych zwrotów akcji, fauli, pięknych wsadów. Były nawet kontuzje - zerwanie więzadeł w kolanie wyłączyło z walki o złote medale zawodnika Anwilu Michała Ignerskiego, który wrócił do koszykówki po trzech latach przerwy.
Trybuny toruńskiej hali wypełniły się do ostatniego miejsca. Kibice toruńscy ubrali się w dużej części na czarno, ale nie brakowało też białych koszulek fanów z Włocławka. Doping był głośny, grały trąbki. Obie drużyny znały się doskonale, więc ciężko było oczekiwać, że zaskoczą się pomysłami taktycznymi na koniec sezonu. Chodziło o to, żeby w najważniejszych momentach nie zadrżała ręka, a liderzy trafiali najtrudniejsze rzuty. Ważny był każdy szczegół. Sztab Anwilu wysłał nawet specjalnego człowieka, który chodził z wielkim ręcznikiem wokół ławki rezerwowych i pilnował, żeby kamery telewizyjne nie pokazały żadnej zagrywki, którą rozrysowywał trener Igor Milicić.