Kamil Stoch w sobotnim konkursie Pucharu Świata w Sapporo zajął drugie miejsce, po drodze rewelacyjnym skokiem bijąc rekord skoczni Okurayama. W niedzielę zajął szóste miejsce. Oba konkursy wygrał Austriak Stefan Kraft.
Choć potrójny mistrz olimpijski w tym sezonie nie wygrał jeszcze żadnego konkursu (nie licząc wygranej Polaków w drużynowym konkursie w Wiśle), utrzymuje się w czołówce klasyfikacji generalnej cyklu. Obecnie, po 16 z 28 zaplanowanych konkursów, jest trzeci, ustępując jedynie zdecydowanemu liderowi - Japończykowi Ryoyu Kobayashiemu - oraz Kraftowi. Wyprzedza dwóch innych Polaków - Piotra Żyłę i Dawida Kubackiego.
- Szkoda, że w niedzielę miejsca na podium nie utrzymał Piotrek Żyła. Cieszę się jednak, że znowu doskoczył do czołówki. Optymizm daje też fakt, że w niedzielę cała szóstka kadrowiczów zdobyła punkty - zauważył Adam Małysz w wypowiedzi dla Onetu.
- Tym razem o podium nie powalczył Dawid Kubacki. Warto zauważyć, że nie miał szczęścia do wiatru, a tam ma to ogromne znaczenie. Udowodnił to choćby skok Kamila Stocha, w którym pobił rekord skoczni. Próba była przepiękna, ale bez odpowiednich warunków na dole, nie dałoby się tak odlecieć. Nie bałem się też o lądowanie, bo w Sapporo leci się dość nisko nad zeskokiem, a wiatr tworzy poduszkę pod nartami. Dzięki temu trochę wolniej podchodzi się do lądowania, niż na innych skoczniach - dodał były skoczek.
- Cieszę się, że Kamil znowu wskoczył na podium. I to mimo choroby oraz faktu, że wciąż trochę brakuje mu do optymalnej formy - analizował Małysz. - Z drugiej strony, wymagania wobec Kamila są zbyt wielkie. Przecież on utrzymuje się w ścisłej czołówce od wielu lat. A to się naprawdę bardzo rzadko komukolwiek zdarza, więc warto cały czas doceniać mistrzostwo Kamila - przekonywał koordynator ds. skoków w Polskim Związku Narciarskim.