Przed rywalizacją dyskusja była gorąca, wybór Jakuba Wolnego jako czwartego do drużyny Polski wzbudził niemałe namiętności, ale skoro pozostali kandydaci też nie prezentowali na Wielkiej Krokwi formy gwarantującej silne wsparcie – pozostało wierzyć w tzw. nos trenerski Michala Doležala i przemyślenia sztabu szkoleniowego.
Okazało się, że cud się nie zdarzył, ale i nos do końca nie zawiódł. Budowane raczej z nadziei, niż z twardych faktów oczekiwania spełniły się o tyle, że Jakub Wolny raz skoczył przyzwoicie, trenerzy mówili o poprawnej pozycji najazdowej, tylko skok był nieco spóźniony. Potem było trochę gorzej, choć nie tak, żeby pisać o katastrofie.
Pozostała trójka spisała się lepiej, ale też należało różnicować osiągnięcia. Piotr Żyła mocno spóźnił pierwszy skok, dopiero w drugim poprawa była widoczna; Kamil Stoch cały czas trzymał dobry poziom; Dawid Kubacki znów skakał wybitnie, zwłaszcza w drugiej serii. W sumie piąte miejsce, niezłe, zważywszy okoliczności, choć nie na miarę zakopiańskich marzeń.
Konkurs najlepiej zaczęli Norwegowie – Marius Lindvik dał drużynie prowadzenie, Robert Johansson je powiększył, Daniel Andre Tande utrzymał. Dopiero nieudana próba Johana Andre Forfanga spowodowała, że liderami na półmetku zostali Niemcy. Rewelacyjny skok oddał na trzeciej zmianie Stephan Leyhe (139 m), Karl Geiger kończący niemiecką serię też był bardzo mocny.
Austriacy skakali równo, ale za mało dał im Stefan Kraft, by mogli być wyżej, niż na czwartym miejscu, trzecie oddali wówczas Słoweńcom. Polacy i Japończycy tuż obok siebie na piątym i szóstym. Startowało dziewięć drużyn, zatem w połowie konkursu trzeba było tylko pożegnać czwórkę z Rosji, którą dodatkowo dotknęła dyskwalifikacja Romana Trofimowa za nieprawidłowy kombinezon.