Po odwołaniu czterech konkurencji w czwartek przeszkody wreszcie ustąpiły. Pierwszą konkurencją MŚ był supergigant kobiet na znanej od lat z Pucharu Świata trasie Olympia delle Tofane. Wygrały Szwajcarki Lara Gut-Behrami przed Corinne Suter i powracającą po roku do alpejskiego światka Amerykanką Mikaelą Shiffrin.
Na medalistki nie trzeba było długo czekać, poznaliśmy je już po dziesięciu minutach – mistrzyni jechała z nr 7, wicemistrzyni – 5, a Shiffrin – 4. Potem na trudnej i stromej trasie, gdzie najszybsze pędziły w skrętach 95 km/godz., żadna z uczestniczek nie poprawiła wyniku liderki, choć stanęły na starcie mistrzyni olimpijska z Pjongczangu Czeszka Ester Ledecka i liderka klasyfikacji ogólnej PŚ Słowaczka Petra Vlhova.
Gut-Behrami tej zimy jeździ super-G wybitnie: cztery razy wygrała – w St. Anton, Crans Montana i podwójnie w Ga-Pa. Wśród zgłoszonych 43 pań była też Maryna Gąsienica-Daniel, dla której nie jest to główna konkurencja, ale dla rozruchu chciała się zmierzyć z Olympią. Zajęła 27. miejsce. Następny start Polki to kombinacja alpejska – w poniedziałek, na tym samym stoku.
Mężczyźni rywalizowali w supergigancie na nowej trasie Vertigine. Najlepszy był Austriak Vincent Kriechmayr, na którego stawiali eksperci, ale za jego plecami znaleźli się ci, których trudno było typować: 37-letni Romed Baumann oraz Alexis Pinturault.
Baumann jeszcze trzy lata temu ścigał się dla Austrii, teraz drugą zimę reprezentuje Niemcy, bo w ojczyźnie miał zbyt silną konkurencję. Pinturault to narciarz wszechstronny, przede wszystkim znakomity w gigancie, ale mocny też w slalomie. Przyszywany Niemiec i rodowity Francuz skorzystali z tego, że na 56 startujących aż 21 nie dojechało do mety.