Jeszcze dwa długie skoki Ahonena i fiński mistrz wejdzie do historii z nowym rekordem - pięć razy Turnieju Czterech Skoczni nie wygrał nikt. W sobotni wieczór wszystko przebiegło tak, jak dzień wcześniej prognozował trener Hannu Lepistoe. Austriacy, choć wciąż bardzo mocni, nie potrafili skakać tak równo i daleko, jak duma Finów. Dwa razy lądował blisko czerwonej linii oznaczającej 140 metrów, a z takim wyzwaniem nie potrafił zmierzyć się nikt, nawet Thomas Morgenstern, który niemal dorównał fińskiemu liderowi po pierwszej serii (skoczył 138 m), lecz w drugiej było kilka metrów gorszy.
Austriak jest drugi w klasyfikacji turnieju, ale strata prawie 11 punktów oznacza, że Fin ma przed finałowym konkursem zapas 6 metrów, w przeliczeniu na długość skoków. To dużo, jeśli uwzględnić obecną formę rywali i fakt, że Ahonen nie raz przypomina, że lubi skocznię w Bischofshofen i skocznia lubi jego.
Trzeci z kandydatów do końcowego zwycięstwa, młody Gregor Schlierenzauer,został tylko mistrzem kwalifikacji. Po pięknym locie skoczył w nich na odległość 145 m, wprowadził rodaków w stan euforii (o co łatwo, gdy wokół trybun stoi kilkanaście baniaków z grzanym winem), gdyż to wynik o 2 metry lepszy od rekordu Japończyka Daiki Ito. Oficjalnego zatwierdzenia nie będzie, gdyż skok Austriaka nie był oceniany.
W konkursie Schlierenzauer skoczył dwa razy niemal w to samo miejsce, ale wyniki 132 i 132,5 m oznaczały piąte miejsce. Drugi raz ucieka mu szansa wygrania turnieju, pocieszenie, że jest młody, w takich przypadkach nie skutkuje. Austriaka wyprzedzili jeszcze Dmitrij Wasiliew i Simon Ammann.Szwajcara wyniósł na trzecie miejsce podium fantastyczny drugi skok na odległość 139 m, po pierwszej serii były mistrz olimpijski był dopiero 18.W polskiej drużynie nie było zachwytów nad skokami Małysza i kolegów.Kolejny raz najlepszy z Polaków wypada rewelacyjnie na treningu, tym razem także oddał świetny skok (139,5 m) z lekką pomocą wiatru, a potem w konkursie nic nie wychodzi z ataku. Małysz wypełnił średnią normę z tego sezonu, miejsce 9. podzielił z Andreasem Kuettelem. Kamil Stoch zajął 25. pozycję i wciąż schodzi do szatni niezadowolony.
Konkurs w Bischofshofen długo będzie pamiętał zdolny Czech Roman Koudelka,który jako jedyny miał upadek. Spowodował go chyba przez młodzieńczą niefrasobliwość. Tak długo trzymał narty w pozycji V, że ich końce były skrzyżowane także podczas lądowania. Przyznać trzeba, że Koudelka zachował się mądrze, gdy prawa narta odleciała mu od buta. Póki mógł jechał na lewej, hamując rozpęd wolną stopą. Jak się przewracał, mógł co najwyżej obić sobie lekko siedzenie.